czwartek, 2 sierpnia 2012

Harry zły i mrochny czyli szatan wcielony

Proszę, oto analiza ^^ Wybaczcie mi, że tak długo. Mam nadzieję, że odkupię nią moje winy. Blogasek to: http://hpitrojebezimiennych.blog.onet.pl/ i jest to druga część analizy ale nie w moim wykonaniu, którą możecie przeczytać TU

zapraszam :)


Następnego dnia Harry obudził się o dziesiątej czterdzieści.
Bo dokładność w każdym opowiadaniu być musi


-Trzeba iść na miasto na jakieś śniadanie. CARL, BRAYAN CHODŹCIE TU!
Oboje przyszli w kilka sekund później. Każdy w bokserkach i białek koszulce i kubkiem w ręce.
*śpiewa* Atakują klony, będą nas miliony


Po dziesięciu minutach każdy wyszedł w standardowym ubraniu. Dzień był ciepły, więc zrezygnowali z płaszczów. Zeszli na dół i tym razem pojechali autem Yena. Dodge Charger 3,5 2005r. Całkiem miłe autko.
Standardowe ubranko czyli, że co... w samych gaciach szli oO? Dla mnie to standard ^^”

Gnali przez ulice Londynu jakby ich piorun gonił gdyż Yen był jak to określił Harry „Pojebany”. Muza szła na maxa a Yen kiwał główką do taktu. W końcu zajechali pod pizzerię, która była oddalona od miejsca ich zamieszkania jakieś 20 metrów.

Skierował się w dół i ignorując zalotne spojrzenia płci pięknej przywołał na twarz maskę bólu i rozpaczy oraz obojętności.
Moja mina zobojętnienia wygląda następująco: ból, smutek, żal, szczęście, zniesmaczenie, radość... i tak dalej

Długie kosmyki włosów spadły mu na twarz. Odgarnął je za ucho i przewiązał je czarną gumką w koński ogon. Wyglądał jeszcze przystojniej niż poprzednio, więc westchnąwszy obrócił się i rozpłynął w powietrzu.
Narcyz! Narcyz! Muahaha! On się podnieca własnym widokiem xD


Ruszył w kierunku nory nasłuchując. Wepchnął ręce do kieszeni swoich ulubionych czarnych spodni. Łańcuch, do którego przypiął portfel podzwaniał cicho. Doszedł do drzwi i zapukał.
-Kto tam? - Rozległ się zdenerwowany głos.
-Śmierciożerca. - Zażartował Harry.
*ciasza na sali, nikt nie śmieje się z barwnego żartu Pottera* może przejdźmy dalej...


Wiedział już, po co go tu zaprosili. Przyjęcie urodzinowe. Skrzywił się mimo woli. Wolał zorganizować kolejną popijawę niż siedzieć na grzecznym przyjęciu i przyjmować prezenciki.
Nie zna się! Ja wolę dostawać prezenciki ^^

Dumbledore wpatrzył się w Harrego, który nie zwracał na niego uwagi, jedząc tort i błagając w myślach własny umysł, aby nie zrobił czegoś głupiego.Np. nie zaczął myśleć!


Snape wpatrywał się w niego pragnąc przejrzeć jego myśli. Natrafił na ogromny mur, który zdawał się nie mieć końca. Zdumiony otrzepał się jak pies wyciągnięty z wody i spojrzał na Harrego z niedowierzaniem mieszającym się z przerażeniem.
Doggy-Snapie Hau!


Wyczuł ogromną moc promieniującą od Harrego.
Harry-PromieniotwórczeMrochneMerySue? ._. Wolę Snapiego *idzie się tylić do Snape’a


Harry nie patrząc na niego powiedział spokojnym głosem:
-Nie rób tego więcej Snape. Następnym razem pożałujesz.
Snape w miną męczennika cofnął rękę i przestał miziać Harrego po kolanie


Harry ścisnął łyżeczkę tak mocno, że pękła na dwoje i spojrzał na Dumbledora wściekle.
*przygląda sięłyżeczce* jak do chuja bana ma ona pęknąć na połowę? Może szklana było Oo? No ja swojego czasu na stołówkach miała takie, że dało się je wykręcić w każdą stronę...


-Nic nie jest kurwa w porządku panie dyrektorze.
Bo rozumiesz kur** poj*** (tu następuje długa wyliczanka przekleństw) panie dyrektorze...


-Moja sprawa gdzie mieszkam i na pewno nie powiem takiemu zakłamanemu szui jak panu gdzie włóczę swoją szlachetną dupę. A mam dość tych twoich piesków włóczących się za mną jak smrody po gaciach. Zrozumiałeś?
On ma smrody w gaciach! A fe! Chodowca bączków się znalazł...


-Nie odrzucaj mnie proszę. - Tu jęknął błagalnie [Dumbledor]. Harry zbliżył się do niego i warknął mu prosto w twarz:
-Nie odrzucaj. Już dawno to zrobiłem. Żegnam.
-Ależ Harry! Nam się tak dobrze układało! Tyle razy przychodziłeś do mnie w nocy, tak czule się witałeś i nawet jak miałem hemoroidy to ci pozwalałem!


Buchnął płomień i na stół spadł zwitek pergaminu oraz spłynęło złote piórko. Harry rozwinął kartkę i ledwie rzucił na nią okiem położył na stół i zaczął zakładać buty. Reszta pochyliła się nad kartką i zobaczyła mroczny znak. Żadnego podpisu, nic więcej. Zrozumieli. Lord wzywa.
A czego oni się jeszcze spodziewali na tej kartce? Wujcio Lordzio Voldzio wzywa? Zero mrochności -.-


Wszyscy przytaknęli a Harry z Yenem przeteleportowali się koło lotniska ujrzeli wielki domek na skarpie. Harry nie chciał wzbudzać podejrzeń. Gość mógł być czującym a to nie wróżyłoby dobrze.
No gdyby te bączki w gatkach Harrego postanowiły się uwolnić to czujący wywęszył by ich jak nic!


Yen westchnął ciężko i zaczął się rozbierać w końcu został w samej koszuli butach oraz rękawicach.
Ha! Oni tu skrajne gejostwo będą uprawiać! Tylko krocze im potrzebne. A gdzie uczucia!?


Reszta podskoczyła z radości Harry otworzył drzwi i weszli do sali tronowej. Lord siedział i obserwował tortury jakiejś grupki mugoli. Nagłe wtargnięcie Aniołów przerwało zabawę. Mugole obejrzeli się na nich z nadzieją w oczach, ale Harry nawet na nich nie spojrzał.
Aniołki Voldziego


Nagle w jednej witrynie zobaczył odbicie sylwetek. Przyśpieszył lekko kroku. Wkroczył do parku i usiadł na ławce. Wiele dziewczyn w jego wieku wzdychało patrząc na niego. Harry dostrzegł tam bardzo ładną czarnowłosą dziewczynę. Miała niebieskie oczy i wąskie usta. Wspaniale wyrzeźbione ciało i włosy do pasa. Wpatrywała się w Harrego jak urzeczona. Ten odpowiedział jej smutnym spojrzeniem i zamyślił się nad sobą. Czekał na tych pedałów, którzy go śledzili.
Chciał im pokazać, że co jak co, ale w Harrego wpychać się nie będą! Co najwyżej on w nich....


-Jakiś problem? - Zapytał Harry patrząc na wysokiego dryblasa, który zapewne był ich liderem. Był wysoki o ciemnych, brązowych oczach kręconych włosach i ziemistej cerze. Był wyższy od Harrego o kilka cali i miał nadzwyczaj rozwinięte Bary.
Bary te to były różowe króliczki z długaśnymi kiełkami
Pięści miał jak bochny chleba. (Wiem, że przesadzam, ale powiedzenie: ”Miał pięści jak duże bułki” Jest, co najmniej śmieszne) i wpatrywał się w Harrego jak prosię w malowane wrota.
Bochny chleba też xD *leży i kwiczy*


-Nie wszystko okej. - Miała piękny głos o melodyjnym zaśpiewie.
Ona ma zaśpiew! Ona ma zaśpiew! To taka choroba jak rzeżączka oo?


Pogłaskał ptaka po łebku a ten zakwilił słodko i zaczął śpiewać. Piękną i wesołą pieśń, która zniewalała serca i umysły. Sprawiała, że osoby zatracały się w muzyce. Zapominali o teraźniejszych problemach. Na Harrego to nie działało. Uśmiechnął się z politowaniem i szepnął:
-Dziękuję za twoją troskę, ale na moją chorobę nie ma lekarstwa. 
Sowa wpadła do pokoju i rzuciła Harremu na łóżko Proroka Codziennego. 
Autorka chyba nigdy nie słyszała kwilenia sowy oO


Zdążył wypić i już miał się zbierać, gdy do środka wszedł jakiś oprych. Podszedł do lady i wyciągnął pistolet maszynowy, UZI. Harry spojrzał na niego i miał się już roześmiać. Gościu nie odciągnął cyngla. Pistolet był nieszkodliwy jak nowonarodzony kociak. Harry podszedł do lady i warknął:
-Suń się kutasie, bo przejście blokujesz.
Ten spojrzał, na Harrego jakby z księżyca spadł i wycelował w niego lufę pistoletu.
-Pożegnaj się ze światem gostku.
Wszyscy w pubie wstrzymali oddech. Gość nacisnął spust, ale nic się nie stało. Harry położył kufel na ladę i wziął pistolet do ręki. 
-Trzeba odbezpieczyć. - Odcią

Z tego co wiem, to nie można nacisnąć spustu, jeśli pistolet jest zabezpieczony oO i już niech nie robi ona z tych wszystkich oprychów takich idiotów -.-


Harry pojawił się akurat, kiedy Yen otwierał butelkę. Uśmiechnął się i usiadł.
-To się, co za ile się pojawi?
-Dwóch się pojawi. Młody Malfoy i Ron. Młody Malfoy za kilka chwil będzie a Ron za jakieś pięć minut. Polej jeszcze jeden kieliszek.

Nie rozumieja oO


-Jakie masz skrzydła Draco?
Draco uśmiechnął się lekko i zdjął podkoszulek. Pokazały się wielkie skórzaste skrzydła.
-Łał skrzydła testrala. Będziesz szybko latał.
No ŁAŁ normalnie...


-JAKIE MASZ SKRZYDŁA?
Ron wyszczerzył zęby i ukazały się o dziwo. Piękne czarne skrzydła anielskie. Harry zamrugał ze zdziwienia. Były prześliczne. 
-No Aniołek z piekła rodem. 
-A wy, jakie macie?
Wszyscy ściągnęli podkoszulki. Draco i Ron patrzyli na skrzydła Brayana, Carla i Yena. Gdy Harry odsłonił swoje i rozpiął je Ron otworzył oczy ze zdziwienia.
-Skrzydła szatana.

NO też ŁAŁ *przypatruje się swoim różowym paznokciom w czarną kratkę* a ja mam pazurki szatana, no i? Ukradłam je mu...


-Jebany Potter zawsze musi mieć najlepsze.
-Nie smuć się. Ciebie też Draco po/roz/tudzież wy/jebiemy...


Bractwo Bezimiennych strony Jasnej Ma zaszczyt zaprosić na łączne szkolenie panów: Yena Kasimakiego oraz Ronalda Weasleya. Oczekujemy was dwudziestego dziewiątego Sierpnia o dowolnej godzinie. Waszym nauczycielem będzie pan Barry O’connor. Na kartce drugiej było to samo tylko, że imię Carla i Brayana a nauczycielem był niejaki Steven Doublin. Na ostatniej napisane były imiona Harrego i Draco oraz napis:
Na specjalną prośbę mistrza Lawranca będzie was szkolił nasz najlepszy i najostrzejszy nauczyciel pan Clint Brommor. 
-Zajebiście znowu jakiś cieć, który myśli, że jest panem świata i mamy się go słuchać jak Bellatrix Voldemorta. 
Wszyscy się zaśmieli. Ron pożegnał się i z miną cierpiętnika zniknął im z oczu. 
-A tak wogule to słyszeliście coś o tym bractwie? - Zapytał Draco resztę.
-Tylko trochę, wiemy, że nauczają tam magii umysłu, wampirzej, druidzkiej, uczą eliksirów zielarstwa i innych szkolnych przedmiotów na poziom ekspercki oraz, że uczą grać. Słyną z niesamowitych ogrodów pamięci, w których może przebywać tylko osoba o ogromnej mocy. Nawet ich mistrz tam nie wchodzi. Ich muzyka jest dla nich jak język uczą tam jeszcze medytacji, manipulowania oraz języków roślin i innych części natury.
Tak i dodatkowo uczą magi gnomickiej, bo one w krzaczkach mieszkają...


Odkupiłam swoje winy T.T?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy