środa, 28 listopada 2012

Pindziesiąt twarzy Greya (3/?)


Tym raz było naprawdę ciężko, ale oto przed nami rozdział czwarty. Pamiętacie jak skończył się ostatni rozdział? Pewnie, ale i tak przypomnę ;)
Obejmuje mnie ramieniem, przyciskając do siebie, gdy tymczasem palce drugiej ręki delikatnie i badawczo błądzą po mojej twarzy. Kciukiem muska dolną wargę i słyszę, jak wciąga powietrze. Patrzy mi prosto w oczy, a ja nie uciekam spojrzeniem przez chwilę, a może przez całą wieczność... Ale w końcu moją uwagę przyciągają jego piękne usta. O rety. I po raz pierwszy od dwudziestu jeden lat pragnę być pocałowana. Pragnę poczuć jego usta na swoich.

 ROZDZIAŁ CZWARTY

Błagam go w myślach, aby mnie, do cholery, pocałował, a sama nie mogę się poruszyć. Paraliżuje mnie dziwna, nieznajoma potrzeba.
To się krecik nazywa.

Czuję się zniewolona. Wpatruję się jak urzeczona w idealnie wykrojone usta Christiana Greya, a on  pociemniałych oczu nie odrywa ode mnie.
Wykrojone, doszyte, jeszcze z guziczkiem pewnie.

Słyszę, jak oddycha, podczas gdy ja w ogóle przestałam to robić. Trzymasz mnie w ramionach.
Wcale nie dziwię się, że trzyma boCHaterkę w ramionach skoro ta przestała oddychać, chociaż… wtedy to się zazwyczaj też na pogotowie dzwoni. Swoją drogą, skąd te "trzymaSZ się zapolątało?

Pocałuj mnie, proszę. Zamyka oczy, wciąga powietrze i ledwie zauważalnie kręci głową, jakby udzielał odpowiedzi na moje niewyartykułowane pytanie. Kiedy ponownie otwiera oczy, widać, że podjął jakąś decyzję.
Trzymacie się krzeseł…? Bo oto……….
– Anastasio, powinnaś trzymać się ode mnie z daleka. Nie jestem mężczyzną dla ciebie – szepcze.
Tak! Figa z makiem z tego pocałunku! Swoją drogą, facet zabawia się w stalking, zaprasza ją na kawę, odwiedza ją w miejscu pracy, proponuje pracę, narzuca się i potem…. POWINNAŚ SIĘ TRZYMAĆ ODE MNIE ZDALEKA. Normalnie jakbym swojego pryszcza na czole słyszała…

– Oddychaj, Anastasio, oddychaj. Teraz cię puszczę i pozwolę odejść – mówi cicho i delikatnie odpycha mnie od siebie.
Dobroczyńca.

Jego dłonie spoczywają na moich ramionach, uważnie śledzi moją reakcję. A ja jestem w stanie myśleć wyłącznie o tym, że pragnęłam, aby mnie pocałował, dałam mu to jasno do zrozumienia, a on tego nie zrobił. Nie chce mnie. Naprawdę mnie nie chce. Koncertowo wszystko spieprzyłam.
Kolejne nawiązania do Belli, to nie on jest Bucem, ale to ona coś spieprzyła, na bank. Bo przecież nie ideał. A dziewczyny potem to czytają i chcą tego od życia.


– Rozumiem. – W końcu wraca mi zdolność mówienia. – Dziękuję – mamroczę zalana falą upokorzenia. Jak mogłam tak niewłaściwie odczytać wysyłane przez niego sygnały? Muszę stąd
jak najszybciej uciec.
– Za co? – Marszczy brwi. Nie zabrał rąk z moich ramion.
– Za to, że mnie uratowałeś – odpowiadam szeptem.
– Ten idiota jechał pod prąd. Dobrze, że tu byłem. Boję się myśleć, co ci się mogło stać. Chcesz przez chwilę odpocząć w hotelu?
-Pewnie, chętnie posiedzę w twoim pokoju hotelowym, skoro przed chwilą mnie odrzuciłeś, a teraz znowu zapraszasz. BUCU.


– Anastasio... ja... – Urywa i moją uwagę przyciąga udręka słyszalna w jego głosie. Niechętnie podnoszę wzrok. W jego oczach maluje się przygnębienie. Przeczesuje dłonią włosy. Wygląda
na rozdartego, sfrustrowanego. Zniknęła gdzieś wcześniejsza samokontrola.
– Co, Christianie? – warczę z irytacją, gdy nie kończy zdania. Chcę stąd jechać. Muszę zabrać kruchą, zranioną dumę i jakoś ją uleczyć.
– Powodzenia na egzaminach.
Co? Dlatego jest tak zasmucony? Tak ma wyglądać nasze pożegnanie? „Powodzenia na egzaminach”?
– Dzięki. – W moim głosie słychać sarkazm. – Do widzenia, panie Grey. – Odwracam się na pięcie, nawet zdziwiona tym, że się nie potykam, i bez oglądania się za siebie odchodzę w stronę garażu podziemnego.
Ja wiem! Tu nie chodzi o romans! To jest opowieść o człowieku z rozdwojeniem osobowości, który CIERPI. Na co, dlaczego, po co? Może kiedyś się dowiemy…

Kiedy docieram do ciemnego betonowego wnętrza, oświetlanego jedynie słabymi jarzeniówkami, opieram się o ścianę i chowam twarz w dłoniach. Co ja sobie wyobrażałam? W moich oczach wzbierają nieproszone łzy. Dlaczego płaczę? Osuwam się na ziemię, zła na siebie za tę bezsensowną reakcję.
Osuwanie się na ziemię jest bardziej bezsensowną reakcją niż płacz. Szczególnie na parkingu.

Podciągam kolana pod brodę, chcąc się zwinąć w jak najmniejszą kulkę. Być może ten niedorzeczny ból zmniejszy się, kiedy ja stanę się mniejsza.
Really? Na brudnej, parkingowej podłodze? Tyś rodzinę straciła, czy cię jakiś buc, z którym nie masz nic wspólnego, nie pocałował?

Kładąc głowę na kolanach, pozwalam płynąć tym irracjonalnym łzom. Opłakuję coś, czego nigdy nie miałam. Co za absurd. Rozpacz z powodu przeklętych nadziei, przeklętych marzeń i oczekiwań.
Wy to widzicie? Zna faceta ledwo tydzień, zrobiła z nim wywiadzik, zaliczyła krótkie spotkanie w sklepie, sesję zdjęciową i krótką herbatę (naprawdę krótką, bo jej nawet minuty nie parzyła…). I teraz siedzi i ryczy. Na parkingu (do auta chociaż by doszła), ja rozumiem dramatyzm, ale COME ON!

Czyżby inspiracja drugą księgą Zmierzchu?

Nigdy dotąd nie poznałam, jak smakuje odrzucenie. Zgoda, to mnie wybierano zawsze jako ostatnią podczas gry w kosza albo siatkę, ale to akurat rozumiałam: bieganie i jednoczesne odbijanie
czy rzucanie piłki to nie dla mnie. Na boisku jestem zdecydowanie kulą u nogi.
Jednocześnie czytać, myśleć i mówić też nie (vide pytanie o gejowatości pana Geya… GREYA!).

Jednak w kategoriach romantycznych nie zaznałam dotąd porażki. Od zawsze brak mi pewności siebie; jestem zbyt blada, zbyt chuda, zbyt niechlujna, zbyt niezgrabna – lista moich wad nie ma końca. Zawsze więc to ja odtrącałam potencjalnych adoratorów.
To się analizuje samo przez się…

„Przestań! Przestań! Przestań!” – krzyczy moja podświadomość. Ręce ma skrzyżowane na piersiach i z frustracją tupie jedną stopą. „Wsiadaj do samochodu, jedź do domu, bierz się za naukę. Zapomnij o nim... Natychmiast! I przestań się nad sobą użalać”.
Tupciu Tupciu. Mówiłam, nie jestem na tę chwilę tutaj potrzebna *idzie po kawę*

Ana wraca do domu, Kate naturalnie ją magluje z tego czemu płakała, ale Ana wymiguje się mówiąc, że prawie potrącił ją rowerzysta (normalnie, prawie skasował sobie rower!).

– Tak, to przecież nie moja liga, Kate – dodaję cierpko.
– Co masz na myśli?
– Och, Kate, to oczywiste. – Odwracam się na pięcie i staję z nią twarzą w twarz, gdyż zdążyła już się pojawić w drzwiach kuchni.
– Dla mnie nie – oświadcza. – Okej, ma więcej kasy niż ty, no ale w sumie ma jej więcej od większości Amerykanów!
Thanks you cpt. NIEWŁAŚCIWASYTUACJA vel Kate.

– Ana! Na litość boską, ile razy mam ci to powtarzać? Ślicznotka z ciebie – przerywa mi.
Wciąż ma więcej klasy niż ona.

– Jasne. – Wyczarowuję uśmiech i podchodzę do laptopa. No i oto on, czarno-biały, wpatruje się we mnie i uznaje mnie za wybrakowaną.
Skąd ona wzięła to wybrakowanie!? Nic nie przegapiłam, serio!

Udaję, że czytam artykuł, a tymczasem patrzę mu prosto w oczy, szukając w tym zdjęciu jakiejś wskazówki odnośnie do tego, dlaczego to podobno nie mężczyzna dla mnie. I nagle robi się to
oczywiste. Jest zbyt olśniewająco przystojny. Krańcowo różnimy się od siebie; pochodzimy z dwóch różnych światów. Jestem Ikarem, który znalazł się zbyt blisko słońca i w rezultacie spłonął. Jego słowa mają sens. To nie mężczyzna dla mnie. To właśnie miał na myśli i teraz łatwiej jest mi zaakceptować jego odrzucenie... prawie. Jakoś dam radę z tym żyć. Rozumiem.
A ja ni cholery. Szczególnie ten moment o spaleniu. Porzucił ją, ok. Ale do kupy nawet ze sobą doby nie spędzili! A ta o Ikarze wylatuje. Jaki kur… Ikar!? Skąd on się tam wziął!?

Udaję, że czytam artykuł, a tymczasem patrzę na kupon z lotka z magicznymi numerkami, które nie zgadzają się całkowicie z moim kuponem. Szukam jakiejś wskazówki, dlaczego ta wygrana nie jest dla mnie. I nagle robi się to oczywiste. Ta wygrana to za dużo dla mnie. Krańcowo różnimy się od siebie, to jest papierek, a ja jestem organizmem żywym. Jestem IKAREM!

Tej nocy śnię o szarych oczach, liściastych wzorkach na mleku i biegam po ciemnych  pomieszczeniach, rozjaśnianych jedynie upiornym światłem jarzeniówek, i nie wiem, czy biegnę ku czemuś, czy przed czymś uciekam...
Kripi.

Ona śni, kończy sen i… Odkładam długopis. Skończyłam. Ostatni egzamin dobiegł kresu. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech zadowolenia. To chyba pierwszy uśmiech w tym tygodniu. Jest piątek i wieczorem będziemy świętować, ostro świętować. Możliwe, że nawet się upiję! Jeszcze nigdy nie byłam pijana. Zerkam w drugi koniec sali gimnastycznej na Kate, która zawzięcie pisze. Zostało pięć minut. No i nadszedł koniec mojej uczelnianej kariery. Już nigdy nie będę musiała siedzieć wśród niespokojnych, osamotnionych studentów. (Gdzie ty studiujesz, że widzisz samych osamotnionych studentów? Bo na pewno nie w stanach.) W myślach robię pełne gracji gwiazdy, doskonale wiedząc, że tylko tam jest to możliwe. Kate kończy pisać i odkłada długopis. Patrzy w moją stronę. Ona także się uśmiecha.
Nie wiem czy się cieszyć, ze oszczędziła nam czas na opisywanie uczenia się do egzaminów, czy narzekać na lenistwo. Z drugiej strony mogłaby cokolwiek napisać, albo rozdzielić rozdziałem, albo… cokolwiek.

Obie po egzaminie wracają do domu i tam… HORROR HORRORÓW. Każdy z nas pewnie zna te opowieści o tym, jak to kurier gdzieś porzuca paczki, sam sobie pokwituje, nie przyjeżdża etc.

I wiecie co? Grey sobie takiego załatwił. Wracają do domu i znajdują paczkę (gdzie? Nie jest powiedziane, domyślam się że przed domem, albo w skrzynce „– Ana, przesyłka dla ciebie. – Kate stoi na schodkach przed
drzwiami, trzymając w ręce paczkę owiniętą w brązowy papier.”).
Rozrywam papier i moim oczom ukazuje się obite skórą pudełko. W środku znajdują się trzy pozornie identyczne książki w idealnym stanie, obite starym materiałem, oraz arkusik białego papieru. Po jednej stronie napisano odręcznie następujący tekst:


Sprawdza datę wydania… i….:
A niech mnie, to pierwsze wydanie. Muszą być warte majątek.
Tak! Gratuluję panie Grey! Kup książkę w ramach przeprosin, wyślij ją przez pocztę/kurierem/cokolwiek, wartą: – Znalazłam jedno pierwsze wydanie Tessy w Nowym Jorku
za czternaście tysięcy dolarów. Ale twoje jest w znacznie lepszym stanie. Musiało kosztować jeszcze więcej. A on niech zostawi to gdzieś w cholerę, przed drzwiami, tak, żeby każdy mógł zajumać!
Tak! Winnnnnnnnner!


Kate postanawia, że książkę odeślę i zaczynają zabawę od butelki szampana.
I znowu to samo!
– Za koniec egzaminów, nasze nowe życie w Seattle i doskonałe wyniki. – Stukamy się kieliszkami i pijemy. [dom]

W barze jest głośno i pełno w nim prawie absolwentów, którzy przyszli świętować. [klub]
Naprawdę nie da się jakoś bardziej płynnie tego napisać? Nagle są w domu, a potem magicznie zamienia się on w bar, do baru się teleportują, upijają się i wydaje im się, że są w barze…? O co chodzi? Ja już wolę te opowiadanka, w których boCHaterka pisze: (ok, wiem, że autorka, ale zazwyczaj to jedno i to samo) „ubrałam dżinsy, bluzkę i poleciałam do baru”. Serio, śmiech jest, ale przynajmniej nie ma LENISTWA.
Gdy wypijam piątego drinka, doskonale zdaję sobie sprawę, że to mało rozsądne. Zwłaszcza że wcześniej był już szampan. Stoi teraz pod ścianą i zerka na mnie z ukosa.

-(…) Ale wrócisz na moją wystawę?
– No jasne, José, za nic bym jej nie przegapiła. – Uśmiecham się, a on obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie.
– Twoja obecność wiele dla mnie znaczy, Ana – szepcze mi do ucha. – Jeszcze jedną margaritę?
– José Luisie Rodriguez, czy ty próbujesz mnie upić? Bo chyba ci się udaje. – Chichoczę. – Chyba lepiej napiję się piwa. Pójdę zamówić nam cały dzban.
Szampan, margeritta x5 + piwo.


[Kate] A ona wygląda oszałamiająco w bluzeczce na ramiączkach, obcisłych dżinsach i szpilkach. Włosy upięła wysoko i tylko pojedyncze pasma otaczają jej twarz. Ja należę raczej do dziewczyn preferujących trampki i T-shirty, ale włożyłam najlepsze dżinsy.
Spodni na co dzień nie preferuje, spódnicy też, bo nudna. I tak jak wkurzają mnie bohaterki - wielbicielki klasyki (na bór zielony, komu się podobały „Cierpienia młodego Wertera”! Ja rozumiem, że można być fanem i nie mam temu nic za złe, ale to już jest…. kurwa…. schemat!) to znacznie bardziej denerwują mnie „luzackie” boCHaterki, które gdzieś mają to, że czasem MUSZĄ się ubrać elegancko (patrz. wywiad z Greyem) i dzień w dzień popykają w trampkach, T-shirtach i dżinsach. Niezależnie od pogody, zdarzenia, nastroju. Bo tak. CAŁY, K., CZAS.
Swoją drogą ciekawe jest to, że nie przywiązuje takiej wagi do swojego wyglądu, a z kolei w Greyu dostrzega tylko piękno fizyczne (bucowatości też nie widzi).

Kręci mi się w głowie. Muszę się przytrzymać oparcia krzesła. Drinki oparte na tequili to
nie jest dobry pomysł.
Najstarsi górale mówią: nie mieszaj!

Przeciskam się do baru i uznaję, że skoro i tak wstałam od stolika, to powinnam skorzystać z toalety. Dobrze myślisz, Ana. Chwiejnym krokiem ruszam w stronę łazienek. (…) Wyjmuję z kieszeni komórkę, aby zabić czymś nudę czekania. Hmm... do kogo ostatniego dzwoniłam? Do José? Przed
nim jest numer, którego nie rozpoznaję. Ach tak. Grey, to chyba jego numer. Chichoczę. Nie mam pojęcia, która jest godzina, może go obudzę. Może powie mi, dlaczego przysłał mi te książki i zagadkową wiadomość. Jeśli chce, abym się trzymała na dystans, powinien zostawić mnie w spokoju. Powstrzymuję pijacki uśmiech i wciskam odpowiedni przycisk. Odbiera po drugim sygnale.
– Anastasio?
Ja pierdzielę. Realy? REALY!?


To chyba najgorszy i najbardziej schematyczny scenariusz jaki może się zdażyć. Nie wiesz co zrobić, by twój ukochany wrócił na karty powieści!? Niech twoje alter ego zadzwoni do niego po pijaku! Myślicie, że na tym koniec?
Nie... Co wy… Jeszcze jest przecież schematu ciąg dalszy.
Dlaczego przysłałeś mi książki? – pytam bełkotliwie.
– Anastasio, wszystko w porządku? Masz dziwny głos – mówi z niepokojem.
– To nie ja jestem dziwna, ale ty – rzucam oskarżycielsko. Proszę bardzo, niech wie. Alkohol uczynił mnie odważną.
– Anastasio, czy ty piłaś?
– A co ci do tego?
– Jestem ciekawy. Gdzie teraz jesteś?
– W barze.
– Którym barze? – W jego głosie słychać irytację.
– W barze w Portland.
– Jak wrócisz do domu?
– Dam sobie radę. – Ta rozmowa nie przebiega tak, jak się spodziewałam.
– W jakim barze jesteś?
– Dlaczego przysłałeś mi te książki, Christianie?
– Anastasio, gdzie jesteś? Mów natychmiast. – Jego ton jest tak despotyczny, że wyobrażam go sobie jako reżysera sprzed lat ubranego w bryczesy i dzierżącego staroświecki megafon oraz szpicrutę. Pod wpływem tej wizji śmieję się w głos.
– Jesteś taki... władczy – chichoczę.
– Ana, gdzie ty, kurwa, jesteś?
Christian Grey przeklina. Znowu się śmieję.
– Jestem w Portland... daleko od Seattle.
– Gdzie w Portland?
– Dobranoc, Christianie.
– Ana!
Ok, trzymacie się ciągle? To lecimy dalej.

Zaraz, zaraz, czy ja przed chwilą zadzwoniłam do Christiana Greya? Cholera. Odzywa się mój telefon, a ja aż podskakuję.
– Cześć – rzucam nieśmiało do aparatu. Tego akurat się nie spodziewałam.
– Jadę po ciebie – oświadcza i rozłącza się. Tylko Christian może wydawać się jednocześnie spokojny i groźny.
NIE! TO JESZCZE NIE KONIEC! On przecież nie może ot tak sobie przyjechać!

Nie znajdzie mnie. Poza tym podróż z Seattle potrwa kilka godzin, a do tego czasu nas już tu dawno nie będzie.
Wiecie, jest kreowany element zaskoczenia...

Anastazji kręcie się w głowie, więc wychodzi zaczerpnąć świeżego powietrza. Widzi podwójnie, jest pijana i chyba będzie rzygać. Chyba. Bo nagle pojawia się TEN ZŁY.
– Ana. – Przy moim boku zjawia się José. – Wszystko w porządku?
– Chyba trochę za dużo wypiłam. – Uśmiecham się do niego blado.
– Ja też – mruczy i bacznie mi się przygląda. – Pomóc ci? – pyta i przysuwa się, po czym obejmuje ramieniem.
– José, nic mi nie jest. Trzymam się. – Dość słabo próbuję go odepchnąć.
– Ana, proszę – szepcze i przyciąga mnie bliżej siebie.
– José, co ty wyrabiasz?
– Wiesz, że cię lubię, Ana, proszę. – Jedną ręką obejmuje w pasie, a drugą ujmuje brodę. Jasny gwint... on mnie zamierza pocałować.
– Nie, José, przestań, nie. – Odpycham go, ale jego umięśnione ciało jest silniejsze. Palce wsunął w moje włosy i teraz unieruchamia mi głowę.
– Proszę, Ana, carina (mówiłaś coś Maryboo?) – szepcze w moje usta. Oddech ma ciepły i zbyt słodki: od margarity i piwa (słodkie piwo… WTF!?).

Winky: SŁODKI oddech po piwsku... mam uczelnię naprzeciwko browaru i z całą stanowczością stwierdzam, że ten zapach jest chuja, a nie słodki *rzyga na samą myśl*
Devis: dokładnie, chociaż nie wiem, może to karmi XD?
Winky: chyba piccolo ;P

Delikatnie całuje moją brodę, kierując się ku kącikowi ust. Ogarnia mnie panika. Czuję się pijana i pozbawiona kontroli nad sytuacją. Mam wrażenie, że się duszę.
– José, nie – błagam. Nie chcę tego. Jesteś moim przyjacielem i zaraz chyba zwymiotuję.
– Wydaje mi się, że pani powiedziała „nie”. – W ciemnościach odzywa się cichy głos. Święty Barnabo!
TAAAAAAAAAAAAAAAAK! Wszystkie na to czekałyśmy! Znikąd przybywa książkę na białym koniu i ratuje swoją księżniczkę przed brutalnym gwałtem (małym pocałunkiem?) na niej! Fanfary moi drodzy! Bo zawroty akcji przyprawiają mnie o mdłości!

Tyle na ten temat.

– Grey – rzuca zwięźle. Zerkam niespokojnie na Christiana. Patrzy spode łba na José i widać, że jest wściekły. Cholera. Żołądek podchodzi mi do gardła i zginam się we dwoje. Moje ciało nie jest
dłużej w stanie tolerować alkoholu i spektakularnie wymiotuję na ulicę.
Dios mio, Ana! – José odskakuje ze wstrętem. Grey chwyta moje włosy i odsuwa je z linii ognia.
I znowu mam wrażenie, że to samo przez się analizuje.

 Jedną ręką obejmuje moje ramiona, a drugą przytrzymuje włosy. Niezdarnie próbuję go odepchnąć, ale znowu wymiotuję... i znowu. (…)  W końcu torsje mijają. Opieram się dłońmi o otaczający klomb murek i ledwie się trzymam na nogach – takie wymioty są strasznie wyczerpujące. Grey puszcza mnie i podaje chusteczkę. Tylko on mógłby mieć przy sobie świeżo wypraną, lnianą chusteczkę z monogramem. CTG. Nie wiedziałam, że można je jeszcze kupić. Wycieram usta, zastanawiając się, co znaczy „T”.
Ostatnią rzeczą po pijaku jaką by chyba każda zrobiła to zastanawiała się, skąd, do licha ciężkiego, na jego chusteczce jest „T”. Ale wiecie… Musi być tajemnica, wszędzie i zawsze.

I chwila, ale skąd pomysł, że nie można kupować chusteczek lnianych? I to jeszcze z monogramem? I właśnie stanął mi (hi hi hi…*) przed oczami obraz Greya siedzącego wygodnie przed fotelem i haftującego CTG na każdej z chusteczek.

To musi być najgorsza chwila w moim życiu. Nadal kręci mi się w głowie, kiedy próbuję sobie przypomnieć gorszą. Może odrzucenie Christiana. Ale to teraz jest znacznie bardziej upokarzające. Zbieram się na odwagę i zerkam na niego. Spogląda na mnie z niezdradzającym niczego wyrazem twarzy. Odwracam się i patrzę na José, który wydaje się mocno zawstydzony i – podobnie jak ja – onieśmielony przez Greya.
Onieśmielony przez Greya. Facet dobieram mu się do laski i na pewno ostatnią rzeczą byłoby onieśmielenie, raczej:
a) chęć mordu
 b)strach przed mordem.
No, ale przecież to jest Grey, on jest ZAJEBISTY i każdego onieśmiela, nawet niedoszłego gwałciciela.
– Przepraszam – bąkam, wpatrując się w chusteczkę, którą obracam w dłoniach. Materiał jest taki delikatny.
– Za co przepraszasz, Anastasio?
A więc, cholera, domaga się swego.
– Przede wszystkim za telefon, za wymiotowanie. Och, lista się ciągnie bez końca. – Czuję, że zaczynam się rumienić. Błagam, błagam, czy mogę natychmiast umrzeć?
– Wszyscy coś takiego przeżyliśmy, być może nie aż tak dramatycznie jak ty – mówi cierpko. – Trzeba znać swoje granice, Anastasio. Ja sam jestem zwolennikiem przesuwania granic, ale to
akurat jest naprawdę nie do przyjęcia. Czy masz w zwyczaju tak właśnie się zachowywać?
Pijana dziewczyna, całkowicie upokorzona (mówi, że tak się czuje), odrzucona przez faceta, którego pokochała od pierwszego potknięcia i dostaje czymś takim w twarz. „Czy masz w zwyczaju tak
właśnie się zachowywać?”
+wyczucie czasu

A co to ma, do cholery, z nim wspólnego? Ja go tutaj nie zapraszałam. Wygląda to tak, jakby mężczyzna w średnim wieku ganił niesforne dziecko. Po trochu mam ochotę oświadczyć mu, że jeśli każdego wieczoru chcę się tak upić, to moja decyzja i jemu nic do tego – ale brakuje mi odwagi. Nie teraz, kiedy wymiotowałam na jego oczach. Czemu on nadal tu stoi?
– Nie – odpowiadam ze skruchą. – Jeszcze nigdy nie byłam pijana i nie zamierzam tego powtórzyć.
A ona się jeszcze tłumaczy. Kobieto, za jaja chwyć życie, a nie! Jeśli miałam jakiekolwiek wątpliwości, że to Bella, właśnie je straciłam.
– Zawiozę cię do domu – oznajmia. – Muszę powiedzieć Kate. – Święty Barnabo, znowu w jego
ramionach.
– Mój brat może jej powiedzieć.
– Co takiego?
– Mój brat Elliot rozmawia właśnie z panną Kavanagh.
– Och? – Nie rozumiem.
– Był ze mną, kiedy zadzwoniłaś.
– W Seattle? – Mam w głowie mętlik.
– Nie, mieszkam w Heathmanie.
Nadal? Dlaczego?

Przepis na opko:
-uśmiercasz/przemycasz/wyjeżdżasz gdzieś rodziców (w końcu jesteś nastolatką więc teoretycznie muszą za ciebie odpowiadać, jak nie, to i tak ich się pozbądź, ale nigdy nie możesz mieć więcej niż 23 lata!)
-zamieszkaj ze swoją przyjaciółką
-znajdź sobie faceta, z którym się kłócisz, ale potem on ratuje cię z opresji
-niech twoja przyjaciółka spiknie się z bratem twojego faceta, a co, jej też się coś należy!
– Jak mnie znalazłeś?
– Namierzyłem twój telefon, Anastasio.
Stalking! Znowu!
No a jakżeby inaczej. Jak to w ogóle możliwe? I czy to jest legalne? „Prześladowca” – szepcze do mnie podświadomość przez opary tequili, które nadal okupują mi mózg. Ale, jako że to on, nie przeszkadza mi to.
Do pory do czasu. Co ładnie prezentuje np. ten teledysk:



i niech każda Bella i Anaa go zrozumie.


Wywraca oczami, bierze mnie znowu za rękę i prowadzi do baru. Natychmiast zostaje obsłużony, pan Kontroler Grey nie musi czekać. Czy jemu wszystko przychodzi tak łatwo? Nie słyszę, co zamawia. Po chwili wręcza mi dużą szklankę wody z lodem.
– Pij!
Christian Grey jest zbyt zajebisty, żeby czekać w kolejce.

Jest taki apodyktyczny. Przeczesuje palcami swoje niesforne włosy. Wygląda na sfrustrowanego i zagniewanego. Ma jakiś problem? Nie licząc niemądrej pijanej dziewczyny, która dzwoni do niego w środku nocy i której jego zdaniem potrzebny jest ratunek. No i okazuje się, że rzeczywiście, trzeba ją uratować przed zalotami przyjaciela. A potem patrzeć, jak puszcza pawia za pawiem. „Och, Ana... czy ty to kiedykolwiek przebijesz?” Moja podświadomość cmoka i piorunuje mnie wzrokiem. Chwieję się lekko i on kładzie mi dłoń na ramieniu. Robię, co mi każe, i wypijam całą wodę. Robi mi się niedobrze. Grey bierze ode mnie szklankę i stawia ją na barze. Mętnie zauważam, w co jest ubrany: luźną koszulę z białego lnu, dżinsy, czarne conversy i ciemną marynarkę w prążki. Kołnierzyk koszuli jest rozpięty i widać kilka włosków. W swoim przymuleniu stwierdzam, że wygląda bardzo apetycznie.

Znowu mnie bierze za rękę. Ożeż, prowadzi mnie na parkiet. Cholera. Ja nie tańczę. Wyczuwa moją niechęć i w kolorowym świetle dyskotekowych lamp widzę jego rozbawiony, z lekka sardoniczny uśmiech. Pociąga mnie mocno za rękę i znowu jestem w jego ramionach. Zaczyna się poruszać, a ja razem z nim. O rany, ależ on tańczy. I nie mogę uwierzyć, że za nim nadążam. Może dlatego, że jestem pijana. Przyciska mnie mocno do siebie i jestem pewna, że gdyby mnie nie trzymał, tobym się przewróciła. W głowie pojawia mi się ostrzeżenie mamy: „Nie ufaj mężczyźnie, który umie tańczyć”.
Do opisu na opko dodać faceta, który musi, ale to musi zatańczyć z tobą, kiedy jest ku temu okazja. Nie ważne, że jesteś pijana, przed chwilą rzygałaś i zastanawiasz się czemu od nadmiaru światła i błysków nie jest ci coraz gorzej.

Prowadzi nas przez tłum tancerzy na drugi koniec parkietu i teraz znajdujemy się obok Kate i Elliota, brata Christiana. Muzyka głośno dudni, także w mojej głowie. A niech mnie! Kate działa.
Tańczy, jakby jutra nie było, a robi tak tylko wtedy, kiedy ktoś jej się podoba. Naprawdę podoba. To oznacza, że jutro rano śniadanie zjemy we troje. Kate!
Potwierdzenie do tezy na opko pt. „przyjaciółka i brat mojego faceta”

Christian nachyla się i krzyczy coś Elliotowi do ucha. Nie słyszę co. Elliot jest wysoki, szeroki w barach, ma jasne kręcone włosy i jasne oczy błyszczące szelmowsko.
Jasper!? A co ty tu robisz!?

Ale nie udało mi się z nią porozmawiać. Wszystko w porządku? Doskonale wiem, w jakim kierunku to wszystko zmierza. Muszę wygłosić jej wykład na temat bezpiecznego seksu. (W sensie dziwica Anan doświadczonej Kate). Mam nadzieję, że zapoznała się z treścią plakatów wiszących na drzwiach toalet. Myśli przetaczają mi się przez głowę, walcząc z pijackim zamroczeniem. Tak tu ciepło, tak głośno, tak kolorowo – zbyt jaskrawo. Głowa zaczyna mi wirować, o nie... i mam wrażenie, jakby ku mojej twarzy zbliżała się podłoga. Ostatnie, co słyszę, nim odpływam w ramionach Christiana Greya, to jego przekleństwo.
– Kurwa!
I tak kończy się rozdział, który doprowadził mnie do frustracji. I będzie doprowadzał coraz bardziej, bo bohaterów biernych, pokroju Any nie cierpię. I patrząc na to wszystko z dystansu wciąż nie mam odpowiedzi na to, dlaczego to coś jest bestsellerem, bo jak dotąd Grey nie jest odpowiedzią na to.
Cóż, do napisania za tydzień, a już w następną środę uświadczymy kolejnej masy bezsensownych dialogów i UWAGA! Powróci do nas WINDA!


P.S. Zastanawiam się czy nie zrobić fanpage'a na FB, żeby informować o postępach i nowych postach. Jak myślicie?

P.S.S. Winkyyyyyy , dziękuję :*

P.S.S.S. fanpage zrobiony :D 
___

* jak ja nie cierpię „hi hi hi”.

Devis

wtorek, 20 listopada 2012

Pindziesiąt twarzy Greya (2/?)

Witam ponownie :D Na wstępie chciałabym podziękować Szniki za pamięć, Maryboo i Winky za reklamę i jeszcze raz Winky za zbetowanie literówek ;) (tak się przy tym denerwuję, że w którymś momencie sama nie wiem w co przyciskam) i każdemu kto tutaj zajdzie i nabije mi licznik :D Nie, cieszę się, że po ponad sześciu latach znowu do tego wracam i jakby nie patrzeć, mam dla kogo analizować :)

 Tak więc tym razem też posucha, nic mrożącego krwi w żyłach nie ma, ale smaczki i tak są.

Zapraszam do czytania :)





ROZDZIAŁ TRZECI
Kate szaleje z radości.


Kate szaleje z radości, że Anie udało się przekonać Greya do popozowania do kilku zdjęć. Jednak jej fotograf nie ma czasu, więc decydują się na Jose. Na dodatek ta wmawia naszej boCHaterce, że Grey na pewno na nią leci. Bankowo (mówiłam, pierwsza zasada, wszyscy lecą nikt nie ląduje).
– Christian Grey u Claytona. To ci dopiero – prycha zdumiony Paul. Kręci głową. – A tak z innej beczki, to masz ochotę wieczorem wybrać się na drinka albo coś w tym rodzaju?

Zawsze, gdy przyjeżdża do domu, chce się ze mną umówić, a ja zawsze odmawiam. To już rytuał. Nie sądzę, aby spotykanie się z bratem szefa było dobrym pomysłem, poza tym Paul to taki fajny amerykański chłopak z sąsiedztwa, ale na pewno nie bohater literacki, choćby nie wiadomo jak wysilać wyobraźnię. „A Grey?” – pyta mnie podświadomość, unosząc brew. Uciszam ją.
Jak wyżej.

Udaje się załatwić Jose jako fotografa, więc trzeba zadzwonić do Greya, co by mu objaśnić szczegóły i umówić się na spotkanie.

– Grey. – Wypowiada to chłodno i spokojnie.
– Eee... panie Grey? Z tej strony Wieloryb.

– Eee, chcielibyśmy się umówić na tę sesję zdjęciową do artykułu. – Oddychaj, Ana, oddychaj. Moje płuca łykają haust powietrza. – Jutro, jeżeli panu pasuje. Jakie miejsce panu odpowiada?
Niby taka schematyczna ta książka, ale personifikacji płuc to ja jeszcze nigdy nie spotkałam.

– Czekam niecierpliwie, panno Steele. – Oczami wyobraźni widzę szelmowski błysk w szarych oczach. Jak to możliwe, że w czterech słowach zawarł tyle kuszących obietnic? Rozłączam się.
„Będę cię wiązał, a potem jadł na twoich oczach nutellę, a ty będziesz cierpieć!”

– Zrobię kolację. Potem muszę się pouczyć. – Otwieram szafkę, nie umiejąc ukryć irytacji na Kate.
Anastasia jest osobistym kucharzem Kate. W książce nie ma zdania na temat tego, żeby ta druga cokolwiek przyrządziła. Serio. Jak dotąd doszłam do połowy, a ta ciągle gotuje.

Noc mam niespokojną i bez końca przekręcam się z boku na bok. Śniąc o szarych oczach, kombinezonie [o matko i boru zielony…], długich nogach, długich palcach i mrocznych, niezbadanych miejscach. Takich jak TO miejsce między pośladkami zwanych popularnie odbytem.


José, Travis i ja jedziemy moim garbusem, a Kate swoim CLK, gdyż do mojego auta wszyscy się nie mieścimy.
Jasne, po co jechać razem  tym autem,

 jak można w trójkę gździć się w garbusiku X) good choice!


Podejrzewam, że rozbrajają go uroda Kate i jej władczy styl bycia, ponieważ ona robi z nim, co chce.
Kate, która TakNieJestTakZajebistaJakGłównaBohaterka.

Pomieszczenia są eleganckie, pełne prostoty, a jednocześnie przepychu.
Moja torebka jest mała ale zmieści spore auto.

Kate rozporządza ludźmi, czas sobie mija i WTEM! *nieoczekiwany zwrot akcji*

Pół godziny później do apartamentu wkracza Christian Grey.
No dobra, trochę mniej nieoczekiwany zwrot akcji…
O niebiosa! Ma na sobie białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem i szare flanelowe spodnie. Włosy ma jeszcze wilgotne po prysznicu. Gdy na niego patrzę, zasycha mi w ustach... jest tak nieziemsko przystojny.
Flanelowe spodnie. Flaaa…ne…lowe…. *włącza przeglądarkę, bo coś jej nie pasuje* ŁO JEŻUSIE I MARYSIU ZUZANNO!


Mrugam szybko. O rety... on jest naprawdę, całkiem... rety. Gdy nasze dłonie się stykają, znowu czuję ten rozkoszny prąd, który mnie rozświetla i wywołuje rumieńce, i jestem pewna, że wszyscy słyszą mój przyspieszony oddech.

Ona się rumieni w tempie 50 razy na stronę… Ja wiem, facet porywający, no ale COME ON!


Panie Grey, to Katherine Kavanagh – bąkam, machając ręką w stronę koleżanki, która podchodzi i patrzy mu prosto w oczy.
– Nieustępliwa panna Kavanagh. Co słychać? – Uśmiecha się do niej i wygląda na autentycznie rozbawionego. –Jest pani taka głupiutka.
Tylko to mi się ciśnie na usta. Przepraszam.

– To José Rodriguez, nasz fotograf – uśmiecham się do José, który odpowiada mi równie ciepłym uśmiechem. W jego oczach pojawia się chłód, kiedy przenosi spojrzenie ze mnie na Greya.
– Panie Grey – kiwa głową.
– Panie Rodriguez. – Wyraz twarzy Greya także się zmienia, kiedy lustruje tamtego. – Gdzie pan chce zrobić zdjęcia? – pyta. W jego głosie można wyczuć delikatną nutkę groźby.
„Jak pan źle pstryknie tym aparatem to zakleję pana taśmą malarską! Napaloną!”

– Wystarczy siedzenia. – Po raz kolejny do akcji wkracza Katherine. – Stajemy, panie Grey? – pyta.
-Na baczność! – zawołały jego flanelowe spodenki.

– Zadzwonię do ciebie, Taylor – rzuca w jego stronę. Taylor oddala się, a Grey wwierca we mnie płonące spojrzenie szarych oczu. Kurde... zrobiłam coś nie tak? – Tak sobie pomyślałem, że mogłaby pani pójść ze mną na kawę.
Oczy na wiertarkę i jazda!

Ana próbuje się wykręcić od kawy, jednocześnie pragnąc tego w duchu. W końcu Grey proponuje, że Taylor (przydupas Greya) zawiezie bandę do domu razem ze sprzętem swoim dużym suvem ( x) ). Ale, pamiętacie, co pisałam o aucie Kate i Ane?

Jeśli da mi pan chwilkę, zamienię się samochodami z Kate.
Logic. Zamienić się, czyli ona weźmie większego merca, a tamci będą się wozić garbusiątkiem. Chyba, że tłumaczka się pomyliła i nie chodziło o garbusa. Tak, CLK jest „małym” sportowym autkiem, ale wciąż ma więcej miejsca od garbusa.

– Ana, coś mi się w nim nie podoba – rzuca ostrzegawczo. – Jest oszałamiający, zgoda, ale myślę, że także niebezpieczny. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ty. Naśmiewał się ze mnie! Ze mnie nikt się nie powinien naśmiewać!


– Kate, to tylko kawa. W tym tygodniu zaczynają się egzaminy i muszę się uczyć, więc szybko się zmyję. Sznuruje usta, jakby rozważała moją propozycję. W końcu wyciąga z kieszeni kluczyki i wręcza mi je. Ja podaję jej swoje.
CO robi z ustami!? Nie wiem kto jest gorszy, autorka czy tłumaczka. O.o

Gdy docieramy do wind, wciska guzik przywołujący i niemal natychmiast rozbrzmiewa dzwonek. Drzwi rozsuwają się, ukazując młodą parę w namiętnym uścisku. Zaskoczeni i zażenowani, odskakują od siebie i za wszelką cenę starają się na nas nie zerknąć. Wchodzimy do windy.
Jej! Zboczone windy! Bez spoilerów, ale TA winda będzie miała jeszcze swój udział w tej książce. :>

Przechodzimy przez duży, tętniący życiem hol i kierujemy się w stronę wyjścia, ale mój towarzysz omija drzwi obrotowe. Ciekawe, czy dlatego, że wtedy musiałby puścić moją rękę.
Bardzo wąziutkie musiały być te drzwi. Muszę wam powiedzieć, że nigdy się nie spotkałam z małymi drzwiami obrotowymi. Szczególnie w hotelu. No bo tak, człowiek, waliza, hotel… Ok, czepiam się, kontynuuj scrollowanie.

Docierają do kawiarni, Ana zamawia sobie English Breakfast, ten zamawia kawę i muffinkę i tak sobie mija czas.

Odstawia tacę, siada naprzeciwko mnie i krzyżuje długie nogi.
*myśli, myśli…* ukrzyżowane nogi…*przestaje myśleć, bo zmierza to w złym kierunku*

Wrzucam saszetkę do dzbanka i niemal od razu wyjmuję ją łyżeczką.
Co ona zrobiła z tą herbatą. T.T

Długimi palcami sprawnie odsuwa papierek [z muffinki], a ja przyglądam się temu z fascynacją.
Ja rozumiem, że jak ktoś jest oczarowany drugą osobą, to go fascynuje wszystko, ale papierek z muffinki?

– A ten chłopak, którego wczoraj poznałem w sklepie. To nie pani chłopak?
Tłumaczko, why are you doing this to me!?

– Denerwuje się pani w towarzystwie mężczyzn. Jasna cholera, to ma charakter personalny. Denerwuję się tylko w twoim towarzystwie, Grey.
– Onieśmiela mnie pan. – Pąsowieję, ale w duchu gratuluję sobie szczerości. Znowu patrzę na dłonie.
– I słusznie czuje pani onieśmielenie. Jest pani bardzo uczciwa. Proszę nie opuszczać głowy. Lubię widzieć pani twarz.
Pan Buc, a nie pan Gey! Zaraz się wkurzę i zacznę dawać punkty jak przed-zachodem-słońca! 

– Dzięki temu mogę choć trochę się domyślać, w jakim kierunku zmierzają pani myśli – oświadcza. – Tajemnicza z pani kobieta, panno Steele.
Tajemnicza? Ja?
No właśnie?

– Jest pani bardzo zamknięta w sobie – mruczy. Naprawdę? Rany... jak ja to robię? To zdumiewające. Ja zamknięta w sobie? Nie ma mowy.
– Z wyjątkiem tego, że się pani rumieni, co zdarza się często. Żałuję jedynie, że nie wiem, z jakiego powodu się pani rumieni.
-Wiesz, Christianie, napady gorąca, menopauza i te sprawy.

Wkłada do ust mały kawałek muffinki i zaczyna go powoli przeżuwać, nie odrywając ode mnie wzroku. A ja, jak na komendę, rumienię się. Jasna cholera!
A ja się czepiałam papierka od muffinki? Really?

– Ale zachowuje się pan bardzo władczo – wbijam mu szpilę.
Unosi brwi i o ile dobrze widzę, on także się lekko rumieni.
– Przyzwyczajony jestem do zdobywania tego, czego chcę, Anastasio – mówi. – Na wszystkich polach.
– Nie wątpię. Dlaczego nie poprosił pan, abym mówiła mu po imieniu? – Dziwi mnie moja śmiałość. Dlaczego ta rozmowa stała się tak poważna? Nie przebiega tak, jak przewidywałam. Nie mogę uwierzyć, że moje nastawienie względem niego jest takie wrogie. Zupełnie jakby próbował mnie odstraszyć.
– Po imieniu zwracają się do mnie jedynie członkowie rodziny i kilkoro bliskich przyjaciół. Lubię taki stan rzeczy.

– Moja mama jest cudowna. To nieuleczalna romantyczka. Obecnie ma czwartego męża.
Christian unosi z zaskoczeniem brwi.
– Tęsknię za nią – kontynuuję. – Teraz ma Boba. Nie tracę nadziei, że Bob czuwa i zdoła jej pomóc, kiedy kolejny idiotyczny plan spali na panewce.
O, traktuje rodziców jak Bella. ^^ Taka… Dorosła. ^^

– Dogaduje się pani z ojczymem?
– Oczywiście. Dorastałam z nim. To jedyny ojciec, jakiego znam.
– A jaki on jest?
– Ray? Jest... małomówny.
– I tyle? – pyta zaskoczony Grey.
Wzruszam ramionami. Czego ten facet się spodziewa? Historii mego życia?
– Małomówny jak jego pasierbica.
Jakoś się powstrzymuję, aby nie przewrócić oczami.
– Lubi futbol, zwłaszcza europejski, i grę w kręgle, i wędkarstwo muchowe, i robienie mebli. Jest stolarzem. Byłym wojskowym. – Wzdycham.
– Mieszkała pani z nim?
– Tak. Moja mama poznała Męża Numer Trzy, kiedy miałam piętnaście lat. Zostałam z Rayem.
Marszczy brwi, jakby nie rozumiał.
– Nie chciała pani mieszkać z mamą? – pyta.
Rumienię się. To naprawdę nie twoja sprawa, Grey.
– Mąż Numer Trzy mieszkał w Teksasie. Myśmy mieszkali w Montesano. I... no wie pan, moja mama była świeżo upieczoną mężatką.
No mówię, jak Bella. Jeśli ktoś miał jakieś wątpliwości, czy to aby na początku był fanfick Zmierzchu, niech się ich pozbędzie…

– Do Paryża? – pytam piskliwie. A kto by nie chciał? – Pewnie – przyznaję. – Ale tak naprawdę to marzy mi się Anglia. Przechyla głowę na bok, przesuwając palcem wskazującym
po dolnej wardze... O rety.
– Ponieważ?
Mrugam szybko. Skoncentruj się, Steele.
– To ojczyzna Szekspira, Austen, sióstr Bronte, Thomasa Hardy’ego. Chciałabym zobaczyć miejsca, które zainspirowały tych ludzi do napisania takich wspaniałych książek. – Ta rozmowa o geniuszach literatury przypomina mi, że powinnam się teraz uczyć.
Nie wiem dlaczego, ale strasznie wkurza mnie kreowanie bohaterów na takich co tylko klasyka, muzyka klasyka, filozofia klasyka i w ogóle, jestem taka mainstreamowa. Serio. Może to ja jestem spaczona…

Muszę stąd iść. Muszę spróbować zebrać myśli. Muszę od niego uciec. Robię krok w przód i potykam się.
– Cholera, Ana! – woła Grey.
Pociąga mnie za rękę tak mocno, że wpadam na niego w chwili, gdy obok mnie śmiga rowerzysta, jadący pod prąd ulicy jednokierunkowej. Mija mnie o włos. Wszystko dzieje się tak szybko – w jednej chwili upadam, w drugiej znajduję się w jego ramionach. Tuli mnie mocno do piersi. Wdycham jego czysty, męski zapach. Pachnie świeżym praniem
i jakimś drogim żelem pod prysznic. O kurczę, to mieszanka odurzająca. Oddycham głęboko.
… I pewnie w oryginalnej wersji wychodziło na jaw, że jest super szybki i super silny. I jest wampirem. Na bank. Dam sobie rękę uciąć.

Przecież to jest identyczna scena jak ta z samochodem! Heeelloooo! Ta ze Zmierzchu! Co Edward ratuje Bellę. Kojarzycie?


Obejmuje mnie ramieniem, przyciskając do siebie, gdy tymczasem palce drugiej ręki delikatnie i badawczo błądzą po mojej twarzy. Kciukiem muska dolną wargę i słyszę, jak wciąga powietrze. Patrzy mi prosto w oczy, a ja nie uciekam spojrzeniem przez chwilę,
a może przez całą wieczność... Ale w końcu moją uwagę przyciągają jego piękne usta. O rety. I po raz pierwszy od dwudziestu jeden lat pragnę być pocałowana. Pragnę poczuć jego usta na swoich.
Czy Ana i Christian pocałują się? Co będzie się działo po tej zapierającej dech w piersiach scenie? I już w następnym rozdziale…. nie, nie seksy jeszcze, Ana będzie imprezowała!



Edit, 21:42: Jestem tak zalatana, że dacie wiarę, że była pewna, że dziś jest środa...? O.o A

Devis

Obserwatorzy