Tym raz było naprawdę ciężko, ale oto przed nami rozdział
czwarty. Pamiętacie jak skończył się ostatni rozdział? Pewnie, ale i tak
przypomnę ;)
Obejmuje mnie ramieniem, przyciskając do
siebie, gdy tymczasem palce drugiej ręki delikatnie i badawczo błądzą po mojej
twarzy. Kciukiem muska dolną wargę i słyszę, jak wciąga powietrze. Patrzy mi
prosto w oczy, a ja nie uciekam spojrzeniem przez chwilę, a może przez całą
wieczność... Ale w końcu moją uwagę przyciągają jego piękne usta. O rety. I po
raz pierwszy od dwudziestu jeden lat pragnę być pocałowana. Pragnę poczuć jego
usta na swoich.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Błagam go w myślach, aby mnie, do cholery, pocałował,
a sama nie mogę się poruszyć. Paraliżuje mnie dziwna, nieznajoma potrzeba.
To się krecik nazywa.
Czuję się zniewolona. Wpatruję się jak urzeczona w idealnie wykrojone usta Christiana Greya, a on pociemniałych oczu nie odrywa ode mnie.
Wykrojone, doszyte, jeszcze z guziczkiem pewnie.
Słyszę, jak oddycha, podczas gdy ja w ogóle
przestałam to robić. Trzymasz mnie w ramionach.
Wcale nie dziwię się, że trzyma boCHaterkę w ramionach skoro ta
przestała oddychać, chociaż… wtedy to się zazwyczaj też na pogotowie dzwoni. Swoją
drogą, skąd te "trzymaSZ się zapolątało?
Pocałuj mnie, proszę. Zamyka oczy, wciąga powietrze
i ledwie zauważalnie kręci głową, jakby udzielał odpowiedzi na moje
niewyartykułowane pytanie. Kiedy ponownie otwiera oczy, widać, że podjął jakąś
decyzję.
Trzymacie się krzeseł…? Bo oto……….
– Anastasio, powinnaś trzymać się ode mnie z daleka.
Nie jestem mężczyzną dla ciebie – szepcze.
Tak! Figa z makiem z tego pocałunku! Swoją drogą, facet zabawia
się w stalking, zaprasza ją na kawę, odwiedza ją w miejscu pracy, proponuje
pracę, narzuca się i potem…. POWINNAŚ SIĘ TRZYMAĆ ODE MNIE ZDALEKA. Normalnie
jakbym swojego pryszcza na czole słyszała…
– Oddychaj, Anastasio, oddychaj. Teraz cię puszczę i
pozwolę odejść – mówi cicho i delikatnie odpycha mnie od siebie.
Dobroczyńca.
Jego dłonie spoczywają na moich ramionach, uważnie
śledzi moją reakcję. A ja jestem w stanie myśleć wyłącznie o tym, że pragnęłam,
aby mnie pocałował, dałam mu to jasno do zrozumienia, a on tego nie zrobił. Nie
chce mnie. Naprawdę mnie nie chce. Koncertowo wszystko spieprzyłam.
Kolejne nawiązania do Belli, to nie on
jest Bucem, ale to ona coś spieprzyła, na bank. Bo przecież nie ideał. A
dziewczyny potem to czytają i chcą tego od życia.
– Rozumiem. – W końcu wraca mi zdolność mówienia. –
Dziękuję – mamroczę zalana falą upokorzenia. Jak mogłam tak niewłaściwie
odczytać wysyłane przez niego sygnały? Muszę stąd
jak najszybciej uciec.
– Za co? – Marszczy brwi. Nie zabrał rąk z moich
ramion.
– Za to, że mnie uratowałeś – odpowiadam szeptem.
– Ten idiota jechał pod prąd. Dobrze, że tu byłem.
Boję się myśleć, co ci się mogło stać. Chcesz przez chwilę odpocząć w hotelu?
-Pewnie, chętnie posiedzę w twoim pokoju hotelowym, skoro przed
chwilą mnie odrzuciłeś, a teraz znowu zapraszasz. BUCU.
– Anastasio... ja... – Urywa i moją uwagę przyciąga
udręka słyszalna w jego głosie. Niechętnie podnoszę wzrok. W jego oczach maluje
się przygnębienie. Przeczesuje dłonią włosy. Wygląda
na rozdartego, sfrustrowanego. Zniknęła gdzieś
wcześniejsza samokontrola.
– Co, Christianie? – warczę z irytacją, gdy nie
kończy zdania. Chcę stąd jechać. Muszę zabrać kruchą, zranioną dumę i jakoś ją
uleczyć.
– Powodzenia na egzaminach.
Co? Dlatego jest tak zasmucony? Tak ma wyglądać nasze
pożegnanie? „Powodzenia na egzaminach”?
– Dzięki. – W moim głosie słychać sarkazm. – Do
widzenia, panie Grey. – Odwracam się na pięcie, nawet zdziwiona tym, że się nie
potykam, i bez oglądania się za siebie odchodzę w stronę garażu podziemnego.
Ja wiem! Tu nie chodzi o romans! To jest opowieść o człowieku z
rozdwojeniem osobowości, który CIERPI. Na co, dlaczego, po co? Może kiedyś się
dowiemy…
Kiedy docieram do ciemnego betonowego wnętrza,
oświetlanego jedynie słabymi jarzeniówkami, opieram się o ścianę i chowam twarz
w dłoniach. Co ja sobie wyobrażałam? W moich oczach wzbierają nieproszone łzy.
Dlaczego płaczę? Osuwam się na ziemię, zła na siebie za tę bezsensowną reakcję.
Osuwanie się na ziemię jest bardziej bezsensowną reakcją niż
płacz. Szczególnie na parkingu.
Podciągam kolana pod brodę, chcąc się zwinąć w jak
najmniejszą kulkę. Być może ten niedorzeczny ból zmniejszy się, kiedy ja stanę
się mniejsza.
Really? Na brudnej, parkingowej podłodze? Tyś rodzinę straciła,
czy cię jakiś buc, z którym nie masz nic wspólnego, nie pocałował?
Kładąc głowę na kolanach, pozwalam płynąć tym
irracjonalnym łzom. Opłakuję coś, czego nigdy nie miałam. Co za absurd. Rozpacz
z powodu przeklętych nadziei, przeklętych marzeń i oczekiwań.
Wy to widzicie? Zna faceta ledwo tydzień, zrobiła z nim
wywiadzik, zaliczyła krótkie spotkanie w sklepie, sesję zdjęciową i krótką
herbatę (naprawdę krótką, bo jej nawet minuty nie parzyła…). I teraz siedzi i
ryczy. Na parkingu (do auta chociaż by doszła), ja rozumiem dramatyzm, ale COME
ON!
Czyżby inspiracja drugą księgą Zmierzchu?
Nigdy dotąd nie poznałam, jak smakuje odrzucenie.
Zgoda, to mnie wybierano zawsze jako ostatnią podczas gry w kosza albo siatkę,
ale to akurat rozumiałam: bieganie i jednoczesne odbijanie
czy rzucanie piłki to nie dla mnie. Na boisku jestem
zdecydowanie kulą u nogi.
Jednocześnie czytać, myśleć i mówić też nie (vide pytanie o
gejowatości pana Geya… GREYA!).
Jednak w kategoriach romantycznych nie zaznałam
dotąd porażki. Od zawsze brak mi pewności siebie; jestem zbyt blada, zbyt
chuda, zbyt niechlujna, zbyt niezgrabna – lista moich wad nie ma końca. Zawsze
więc to ja odtrącałam potencjalnych adoratorów.
To się analizuje samo przez się…
„Przestań! Przestań! Przestań!” – krzyczy moja
podświadomość. Ręce ma skrzyżowane na piersiach i z frustracją tupie jedną
stopą. „Wsiadaj do samochodu, jedź do domu, bierz się za naukę. Zapomnij o
nim... Natychmiast! I przestań się nad sobą użalać”.
Tupciu Tupciu. Mówiłam, nie jestem na tę chwilę tutaj potrzebna
*idzie po kawę*
Ana wraca do domu, Kate naturalnie ją magluje z tego czemu
płakała, ale Ana wymiguje się mówiąc, że prawie potrącił ją rowerzysta
(normalnie, prawie skasował sobie rower!).
– Tak, to przecież nie moja liga, Kate – dodaję cierpko.
– Co masz na myśli?
– Och, Kate, to oczywiste. – Odwracam się na pięcie
i staję z nią twarzą w twarz, gdyż zdążyła już się pojawić w drzwiach kuchni.
– Dla mnie nie – oświadcza. – Okej, ma więcej kasy
niż ty, no ale w sumie ma jej więcej od większości Amerykanów!
Thanks you cpt. NIEWŁAŚCIWASYTUACJA vel
Kate.
– Ana! Na litość boską, ile razy mam ci
to powtarzać? Ślicznotka z ciebie – przerywa mi.
Wciąż ma więcej klasy niż ona.
– Jasne. – Wyczarowuję uśmiech i podchodzę do laptopa.
No i oto on, czarno-biały, wpatruje się we mnie i uznaje mnie za wybrakowaną.
Skąd ona wzięła to wybrakowanie!? Nic nie przegapiłam, serio!
Udaję, że czytam artykuł, a tymczasem patrzę mu
prosto w oczy, szukając w tym zdjęciu jakiejś wskazówki odnośnie do tego,
dlaczego to podobno nie mężczyzna dla mnie. I nagle robi się to
oczywiste. Jest zbyt olśniewająco przystojny.
Krańcowo różnimy się od siebie; pochodzimy z dwóch różnych światów. Jestem
Ikarem, który znalazł się zbyt blisko słońca i w rezultacie spłonął. Jego słowa
mają sens. To nie mężczyzna dla mnie. To właśnie miał na myśli i teraz łatwiej
jest mi zaakceptować jego odrzucenie... prawie. Jakoś dam radę z tym żyć.
Rozumiem.
A ja ni cholery. Szczególnie ten moment o spaleniu. Porzucił ją,
ok. Ale do kupy nawet ze sobą doby nie spędzili! A ta o Ikarze wylatuje. Jaki
kur… Ikar!? Skąd on się tam wziął!?
Udaję, że czytam artykuł, a tymczasem patrzę na kupon z lotka z
magicznymi numerkami, które nie zgadzają się całkowicie z moim kuponem. Szukam
jakiejś wskazówki, dlaczego ta wygrana nie jest dla mnie. I nagle robi się to
oczywiste. Ta wygrana to za dużo dla mnie. Krańcowo różnimy się od siebie, to
jest papierek, a ja jestem organizmem żywym. Jestem IKAREM!
Tej nocy śnię o szarych oczach, liściastych wzorkach
na mleku i biegam po ciemnych
pomieszczeniach, rozjaśnianych jedynie upiornym światłem jarzeniówek, i
nie wiem, czy biegnę ku czemuś, czy przed czymś uciekam...
Kripi.
Ona śni, kończy sen i… Odkładam długopis. Skończyłam.
Ostatni egzamin dobiegł kresu. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech zadowolenia.
To chyba pierwszy uśmiech w tym tygodniu. Jest piątek i wieczorem będziemy
świętować, ostro świętować. Możliwe, że nawet się upiję! Jeszcze nigdy nie
byłam pijana. Zerkam w drugi koniec sali gimnastycznej na Kate, która zawzięcie
pisze. Zostało pięć minut. No i nadszedł koniec mojej uczelnianej kariery. Już
nigdy nie będę musiała siedzieć wśród niespokojnych, osamotnionych studentów. (Gdzie ty studiujesz, że widzisz samych osamotnionych
studentów? Bo na pewno nie w stanach.) W myślach robię pełne gracji
gwiazdy, doskonale wiedząc, że tylko tam jest to możliwe. Kate kończy pisać i
odkłada długopis. Patrzy w moją stronę. Ona także się uśmiecha.
Nie wiem czy się cieszyć, ze oszczędziła nam czas na opisywanie
uczenia się do egzaminów, czy narzekać na lenistwo. Z drugiej strony mogłaby
cokolwiek napisać, albo rozdzielić rozdziałem, albo… cokolwiek.
Obie po egzaminie wracają do domu i tam… HORROR HORRORÓW. Każdy
z nas pewnie zna te opowieści o tym, jak to kurier gdzieś porzuca paczki, sam
sobie pokwituje, nie przyjeżdża etc.
I wiecie co? Grey sobie takiego
załatwił. Wracają do domu i znajdują paczkę (gdzie? Nie jest powiedziane,
domyślam się że przed domem, albo w skrzynce „– Ana, przesyłka dla ciebie. – Kate stoi na
schodkach przed
drzwiami,
trzymając w ręce paczkę owiniętą w brązowy papier.”).
Rozrywam papier i moim oczom ukazuje się obite skórą
pudełko. W środku znajdują się trzy pozornie identyczne książki w idealnym
stanie, obite starym materiałem, oraz arkusik białego papieru. Po jednej
stronie napisano odręcznie następujący tekst:
Sprawdza datę wydania… i….:
A niech mnie, to pierwsze wydanie. Muszą być warte
majątek.
Tak! Gratuluję panie Grey! Kup książkę
w ramach przeprosin, wyślij ją przez pocztę/kurierem/cokolwiek, wartą: – Znalazłam jedno pierwsze
wydanie Tessy w Nowym Jorku
za czternaście tysięcy dolarów. Ale twoje jest w
znacznie lepszym stanie. Musiało kosztować jeszcze więcej. A on niech zostawi to gdzieś w cholerę, przed drzwiami,
tak, żeby każdy mógł zajumać!
Tak! Winnnnnnnnner!
Kate postanawia, że książkę odeślę i zaczynają zabawę od butelki
szampana.
I znowu to samo!
– Za koniec egzaminów, nasze nowe życie w Seattle i
doskonałe wyniki. – Stukamy się kieliszkami i pijemy. [dom]
W barze jest głośno i pełno w nim prawie
absolwentów, którzy przyszli świętować. [klub]
Naprawdę nie da się jakoś bardziej płynnie tego napisać? Nagle
są w domu, a potem magicznie zamienia się on w bar, do baru się teleportują,
upijają się i wydaje im się, że są w barze…? O co chodzi? Ja już wolę te
opowiadanka, w których boCHaterka pisze: (ok, wiem, że autorka, ale zazwyczaj
to jedno i to samo) „ubrałam dżinsy, bluzkę i poleciałam do baru”. Serio,
śmiech jest, ale przynajmniej nie ma LENISTWA.
Gdy wypijam piątego drinka, doskonale zdaję sobie
sprawę, że to mało rozsądne. Zwłaszcza że wcześniej był już szampan. Stoi teraz pod ścianą i zerka na mnie z ukosa.
-(…) Ale wrócisz na moją wystawę?
– No jasne, José, za nic bym jej nie przegapiła. –
Uśmiecham się, a on obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie.
– Twoja obecność wiele dla mnie znaczy, Ana –
szepcze mi do ucha. – Jeszcze jedną margaritę?
– José Luisie Rodriguez, czy ty próbujesz mnie upić?
Bo chyba ci się udaje. – Chichoczę. – Chyba lepiej napiję się piwa. Pójdę
zamówić nam cały dzban.
Szampan, margeritta x5 + piwo.
[Kate] A ona wygląda oszałamiająco w bluzeczce na
ramiączkach, obcisłych dżinsach i szpilkach. Włosy upięła wysoko i tylko
pojedyncze pasma otaczają jej twarz. Ja należę raczej do dziewczyn
preferujących trampki i T-shirty, ale włożyłam najlepsze dżinsy.
Spodni na co dzień nie preferuje, spódnicy też, bo nudna. I tak
jak wkurzają mnie bohaterki - wielbicielki klasyki (na bór zielony, komu się
podobały „Cierpienia młodego Wertera”! Ja rozumiem, że można być fanem i nie
mam temu nic za złe, ale to już jest…. kurwa…. schemat!) to znacznie bardziej
denerwują mnie „luzackie” boCHaterki, które gdzieś mają to, że czasem MUSZĄ się
ubrać elegancko (patrz. wywiad z Greyem) i dzień w dzień popykają w trampkach,
T-shirtach i dżinsach. Niezależnie od pogody, zdarzenia, nastroju. Bo tak.
CAŁY, K., CZAS.
Swoją drogą ciekawe jest to, że nie przywiązuje takiej wagi do
swojego wyglądu, a z kolei w Greyu dostrzega tylko piękno fizyczne (bucowatości
też nie widzi).
Kręci mi się w głowie. Muszę się przytrzymać oparcia
krzesła. Drinki oparte na tequili to
nie jest
dobry pomysł.
Najstarsi górale mówią: nie mieszaj!
Przeciskam się do baru i uznaję, że skoro i tak
wstałam od stolika, to powinnam skorzystać z toalety. Dobrze myślisz, Ana.
Chwiejnym krokiem ruszam w stronę łazienek. (…) Wyjmuję z kieszeni komórkę, aby
zabić czymś nudę czekania. Hmm... do kogo ostatniego dzwoniłam? Do José? Przed
nim jest numer, którego nie rozpoznaję. Ach tak.
Grey, to chyba jego numer. Chichoczę. Nie mam pojęcia, która jest godzina, może
go obudzę. Może powie mi, dlaczego przysłał mi te książki i zagadkową
wiadomość. Jeśli chce, abym się trzymała na dystans, powinien zostawić mnie w
spokoju. Powstrzymuję pijacki uśmiech i wciskam odpowiedni przycisk. Odbiera po
drugim sygnale.
–
Anastasio?
Ja pierdzielę. Realy? REALY!?
To chyba najgorszy i najbardziej schematyczny scenariusz jaki
może się zdażyć. Nie wiesz co zrobić, by twój ukochany wrócił na karty
powieści!? Niech twoje alter ego zadzwoni do niego po pijaku! Myślicie, że na
tym koniec?
Nie... Co wy… Jeszcze jest przecież schematu ciąg dalszy.
Dlaczego przysłałeś mi książki? – pytam bełkotliwie.
– Anastasio, wszystko w porządku? Masz dziwny głos –
mówi z niepokojem.
– To nie ja jestem dziwna, ale ty – rzucam oskarżycielsko.
Proszę bardzo, niech wie. Alkohol uczynił mnie odważną.
– Anastasio, czy ty piłaś?
– A co ci do tego?
– Jestem ciekawy. Gdzie teraz jesteś?
– W barze.
– Którym barze? – W jego głosie słychać irytację.
– W barze w Portland.
– Jak wrócisz do domu?
– Dam sobie radę. – Ta rozmowa nie przebiega tak,
jak się spodziewałam.
– W jakim barze jesteś?
– Dlaczego przysłałeś mi te książki, Christianie?
– Anastasio, gdzie jesteś? Mów natychmiast. – Jego
ton jest tak despotyczny, że wyobrażam go sobie jako reżysera sprzed lat
ubranego w bryczesy i dzierżącego staroświecki megafon oraz szpicrutę. Pod
wpływem tej wizji śmieję się w głos.
– Jesteś taki... władczy – chichoczę.
– Ana, gdzie ty, kurwa, jesteś?
Christian Grey przeklina. Znowu się śmieję.
– Jestem w Portland... daleko od Seattle.
– Gdzie w Portland?
– Dobranoc, Christianie.
– Ana!
Ok, trzymacie się ciągle? To lecimy dalej.
Zaraz, zaraz, czy ja przed chwilą zadzwoniłam do
Christiana Greya? Cholera. Odzywa się mój telefon, a ja aż podskakuję.
– Cześć – rzucam nieśmiało do aparatu. Tego akurat
się nie spodziewałam.
– Jadę po ciebie – oświadcza i rozłącza się. Tylko
Christian może wydawać się jednocześnie spokojny i groźny.
NIE! TO JESZCZE NIE KONIEC! On przecież nie może ot tak sobie
przyjechać!
Nie znajdzie mnie. Poza tym podróż z Seattle potrwa
kilka godzin, a do tego czasu nas już tu dawno nie będzie.
Wiecie, jest kreowany element zaskoczenia...
Anastazji kręcie się w głowie, więc wychodzi zaczerpnąć świeżego
powietrza. Widzi podwójnie, jest pijana i chyba będzie rzygać. Chyba. Bo nagle
pojawia się TEN ZŁY.
– Ana. – Przy moim boku zjawia się José. – Wszystko
w porządku?
– Chyba trochę za dużo wypiłam. – Uśmiecham się do
niego blado.
– Ja też – mruczy i bacznie mi się przygląda. – Pomóc
ci? – pyta i przysuwa się, po czym obejmuje ramieniem.
– José, nic mi nie jest. Trzymam się. – Dość słabo
próbuję go odepchnąć.
– Ana, proszę – szepcze i przyciąga mnie bliżej
siebie.
– José, co ty wyrabiasz?
– Wiesz, że cię lubię, Ana, proszę. – Jedną ręką
obejmuje w pasie, a drugą ujmuje brodę. Jasny gwint... on mnie zamierza
pocałować.
– Nie, José, przestań, nie. – Odpycham go, ale jego
umięśnione ciało jest silniejsze. Palce wsunął w moje włosy i teraz
unieruchamia mi głowę.
– Proszę, Ana, carina
(mówiłaś coś Maryboo?) – szepcze w moje usta. Oddech ma
ciepły i zbyt słodki: od margarity i piwa (słodkie
piwo… WTF!?).
Winky: SŁODKI oddech po piwsku... mam uczelnię naprzeciwko browaru i z całą
stanowczością stwierdzam, że ten zapach jest chuja, a nie słodki *rzyga na samą
myśl*
Devis: dokładnie, chociaż nie wiem, może to karmi XD?
Winky: chyba piccolo ;P
Delikatnie całuje moją brodę, kierując się ku
kącikowi ust. Ogarnia mnie panika. Czuję się pijana i pozbawiona kontroli nad
sytuacją. Mam wrażenie, że się duszę.
– José, nie – błagam. Nie chcę tego. Jesteś moim
przyjacielem i zaraz chyba zwymiotuję.
– Wydaje mi się, że pani powiedziała „nie”. – W
ciemnościach odzywa się cichy głos. Święty Barnabo!
TAAAAAAAAAAAAAAAAK! Wszystkie na to czekałyśmy! Znikąd przybywa
książkę na białym koniu i ratuje swoją księżniczkę przed brutalnym gwałtem
(małym pocałunkiem?) na niej! Fanfary moi drodzy! Bo zawroty akcji przyprawiają
mnie o mdłości!
Tyle na ten temat.
– Grey – rzuca zwięźle. Zerkam niespokojnie na
Christiana. Patrzy spode łba na José i widać, że jest wściekły. Cholera.
Żołądek podchodzi mi do gardła i zginam się we dwoje. Moje ciało nie jest
dłużej w stanie tolerować alkoholu i spektakularnie
wymiotuję na ulicę.
– Dios mio, Ana! – José odskakuje ze
wstrętem. Grey chwyta moje włosy i odsuwa je z linii ognia.
I znowu mam wrażenie, że to samo przez
się analizuje.
Jedną
ręką obejmuje moje ramiona, a drugą przytrzymuje włosy. Niezdarnie próbuję go
odepchnąć, ale znowu wymiotuję... i znowu. (…)
W końcu torsje mijają. Opieram się dłońmi o otaczający klomb murek i
ledwie się trzymam na nogach – takie wymioty są strasznie wyczerpujące. Grey
puszcza mnie i podaje chusteczkę. Tylko on mógłby mieć przy sobie świeżo wypraną,
lnianą chusteczkę z monogramem. CTG. Nie wiedziałam, że można je jeszcze kupić.
Wycieram usta, zastanawiając się, co znaczy „T”.
Ostatnią rzeczą po pijaku jaką by chyba każda zrobiła to
zastanawiała się, skąd, do licha ciężkiego, na jego chusteczce jest „T”. Ale
wiecie… Musi być tajemnica, wszędzie i zawsze.
I chwila, ale skąd pomysł, że nie można kupować chusteczek
lnianych? I to jeszcze z monogramem? I właśnie stanął mi (hi hi hi…*) przed
oczami obraz Greya siedzącego wygodnie przed fotelem i haftującego CTG na
każdej z chusteczek.
To musi być najgorsza chwila w moim życiu. Nadal
kręci mi się w głowie, kiedy próbuję sobie przypomnieć gorszą. Może odrzucenie
Christiana. Ale to teraz jest znacznie bardziej upokarzające. Zbieram się na
odwagę i zerkam na niego. Spogląda na mnie z niezdradzającym niczego wyrazem
twarzy. Odwracam się i patrzę na José, który wydaje się mocno zawstydzony i –
podobnie jak ja – onieśmielony przez Greya.
Onieśmielony przez Greya. Facet dobieram mu się do laski i na
pewno ostatnią rzeczą byłoby onieśmielenie, raczej:
a) chęć mordu
b)strach przed mordem.
No, ale przecież to jest Grey, on jest ZAJEBISTY i każdego
onieśmiela, nawet niedoszłego gwałciciela.
– Przepraszam – bąkam, wpatrując się w chusteczkę, którą
obracam w dłoniach. Materiał jest taki delikatny.
– Za co przepraszasz, Anastasio?
A więc, cholera, domaga się swego.
– Przede wszystkim za telefon, za wymiotowanie. Och,
lista się ciągnie bez końca. – Czuję, że zaczynam się rumienić. Błagam, błagam,
czy mogę natychmiast umrzeć?
– Wszyscy coś takiego przeżyliśmy, być może nie aż
tak dramatycznie jak ty – mówi cierpko. – Trzeba znać swoje granice, Anastasio.
Ja sam jestem zwolennikiem przesuwania granic, ale to
akurat jest naprawdę nie do przyjęcia. Czy masz w
zwyczaju tak właśnie się zachowywać?
Pijana dziewczyna, całkowicie
upokorzona (mówi, że tak się czuje), odrzucona przez faceta, którego pokochała
od pierwszego potknięcia i dostaje czymś takim w twarz. „Czy masz w zwyczaju tak
właśnie
się zachowywać?”
+wyczucie czasu
A co to ma, do cholery, z nim wspólnego? Ja go tutaj
nie zapraszałam. Wygląda to tak, jakby mężczyzna w średnim wieku ganił
niesforne dziecko. Po trochu mam ochotę oświadczyć mu, że jeśli każdego
wieczoru chcę się tak upić, to moja decyzja i jemu nic do tego – ale brakuje mi
odwagi. Nie teraz, kiedy wymiotowałam na jego oczach. Czemu on nadal tu stoi?
– Nie – odpowiadam ze skruchą. – Jeszcze nigdy nie
byłam pijana i nie zamierzam tego powtórzyć.
A ona się jeszcze tłumaczy. Kobieto, za jaja chwyć życie, a nie!
Jeśli miałam jakiekolwiek wątpliwości, że to Bella, właśnie je straciłam.
– Zawiozę cię do domu – oznajmia. – Muszę powiedzieć
Kate. – Święty Barnabo, znowu w jego
ramionach.
– Mój brat może jej powiedzieć.
– Co takiego?
– Mój brat Elliot rozmawia właśnie z panną Kavanagh.
– Och? – Nie rozumiem.
– Był ze mną, kiedy zadzwoniłaś.
– W Seattle? – Mam w głowie mętlik.
– Nie, mieszkam w Heathmanie.
Nadal? Dlaczego?
Przepis na opko:
-uśmiercasz/przemycasz/wyjeżdżasz gdzieś rodziców (w końcu
jesteś nastolatką więc teoretycznie muszą za ciebie odpowiadać, jak nie, to i
tak ich się pozbądź, ale nigdy nie możesz mieć więcej niż 23 lata!)
-zamieszkaj ze swoją przyjaciółką
-znajdź sobie faceta, z którym się kłócisz, ale potem on ratuje
cię z opresji
-niech twoja przyjaciółka spiknie się z bratem twojego faceta, a
co, jej też się coś należy!
– Jak mnie znalazłeś?
– Namierzyłem twój telefon, Anastasio.
Stalking! Znowu!
No a jakżeby inaczej. Jak to w ogóle możliwe? I czy
to jest legalne? „Prześladowca” – szepcze do mnie podświadomość przez opary
tequili, które nadal okupują mi mózg. Ale, jako że to on, nie przeszkadza mi
to.
Do pory do czasu. Co ładnie prezentuje np. ten teledysk:
i niech każda Bella i Anaa go zrozumie.
Wywraca oczami, bierze mnie znowu za rękę i prowadzi
do baru. Natychmiast zostaje obsłużony, pan Kontroler Grey nie musi czekać. Czy
jemu wszystko przychodzi tak łatwo? Nie słyszę, co zamawia. Po chwili wręcza mi
dużą szklankę wody z lodem.
– Pij!
Christian Grey jest zbyt zajebisty, żeby czekać w kolejce.
Jest taki apodyktyczny. Przeczesuje palcami swoje
niesforne włosy. Wygląda na sfrustrowanego i zagniewanego. Ma jakiś problem?
Nie licząc niemądrej pijanej dziewczyny, która dzwoni do niego w środku nocy i
której jego zdaniem potrzebny jest ratunek. No i okazuje się, że rzeczywiście,
trzeba ją uratować przed zalotami przyjaciela. A potem patrzeć, jak puszcza
pawia za pawiem. „Och, Ana... czy ty to kiedykolwiek przebijesz?” Moja
podświadomość cmoka i piorunuje mnie wzrokiem. Chwieję się lekko i on kładzie
mi dłoń na ramieniu. Robię, co mi każe, i wypijam całą wodę. Robi mi się
niedobrze. Grey bierze ode mnie szklankę i stawia ją na barze. Mętnie zauważam,
w co jest ubrany: luźną koszulę z białego lnu, dżinsy, czarne conversy i ciemną
marynarkę w prążki. Kołnierzyk koszuli jest rozpięty i widać kilka włosków. W
swoim przymuleniu stwierdzam, że wygląda bardzo apetycznie.
Do opisu na opko dodać faceta, który musi, ale to musi zatańczyć
z tobą, kiedy jest ku temu okazja. Nie ważne, że jesteś pijana, przed chwilą
rzygałaś i zastanawiasz się czemu od nadmiaru światła i błysków nie jest ci
coraz gorzej.
Prowadzi nas przez tłum tancerzy na drugi koniec
parkietu i teraz znajdujemy się obok Kate i Elliota, brata Christiana. Muzyka
głośno dudni, także w mojej głowie. A niech mnie! Kate działa.
Tańczy, jakby jutra nie było, a robi tak tylko
wtedy, kiedy ktoś jej się podoba. Naprawdę podoba. To oznacza, że jutro rano
śniadanie zjemy we troje. Kate!
Potwierdzenie do tezy na opko pt. „przyjaciółka i brat mojego
faceta”
Christian nachyla się i krzyczy coś Elliotowi do
ucha. Nie słyszę co. Elliot jest wysoki, szeroki w barach, ma jasne kręcone
włosy i jasne oczy błyszczące szelmowsko.
Jasper!? A co ty tu robisz!?
Ale nie udało mi się z nią porozmawiać. Wszystko w
porządku? Doskonale wiem, w jakim kierunku to wszystko zmierza. Muszę wygłosić
jej wykład na temat bezpiecznego seksu. (W sensie dziwica Anan doświadczonej Kate). Mam nadzieję, że
zapoznała się z treścią plakatów wiszących na drzwiach toalet. Myśli
przetaczają mi się przez głowę, walcząc z pijackim zamroczeniem. Tak tu ciepło,
tak głośno, tak kolorowo – zbyt jaskrawo. Głowa zaczyna mi wirować, o nie... i
mam wrażenie, jakby ku mojej twarzy zbliżała się podłoga. Ostatnie, co słyszę,
nim odpływam w ramionach Christiana Greya, to jego przekleństwo.
– Kurwa!
I tak kończy się rozdział, który doprowadził mnie do frustracji.
I będzie doprowadzał coraz bardziej, bo bohaterów biernych, pokroju Any nie
cierpię. I patrząc na to wszystko z dystansu wciąż nie mam odpowiedzi na to,
dlaczego to coś jest bestsellerem, bo jak dotąd Grey nie jest odpowiedzią na
to.
Cóż, do napisania za tydzień, a już w następną środę uświadczymy
kolejnej masy bezsensownych dialogów i UWAGA! Powróci do nas WINDA!
P.S. Zastanawiam się czy nie zrobić fanpage'a na FB, żeby informować o postępach i nowych postach. Jak myślicie?
P.S.S. Winkyyyyyy , dziękuję :*
P.S.S.S. fanpage zrobiony :D
___
* jak ja nie cierpię „hi hi hi”.
Devis
O, kolejny native budujący zdania na zasadzie 'I like you very much, dziecinko'. Powinni sobie przybić piątkę z Carmen.
OdpowiedzUsuńJaka ta książka jest koszmarna.
Maryboo
przystopuj z epitetami, to dopiero czwarty rozdział XD Jeszcze dwadzieścia!
UsuńO,nowa analiza,fajnie!Dobrze się czytało!
OdpowiedzUsuńDziewczyna głupia, a facet buc.
Co oni z tym św. Barnabą?
Telefony po pijaku się zdarzają.
I gdzie te momenty, ja się pytam?
Chomik
Czy rymy były zamierzone :D?
UsuńO, jakie ty masz świetne analizy! Bardzo mi się podoba twój styl - taki lekki i niewymuszony :D
OdpowiedzUsuń"Udaję, że czytam artykuł, a tymczasem patrzę na kupon z lotka z magicznymi numerkami, które nie zgadzają się całkowicie z moim kuponem. Szukam jakiejś wskazówki, dlaczego ta wygrana nie jest dla mnie. I nagle robi się to oczywiste. Ta wygrana to za dużo dla mnie. Krańcowo różnimy się od siebie, to jest papierek, a ja jestem organizmem żywym. Jestem IKAREM!" - Devis, rządzisz ;p
A książka istotnie jest straszna. Coś czuję, że obrazek 'buuuuc' będzie się często pojawiał...
Pozdrawiam i czekam na więcej!
P.S. Może wyłączysz weryfikację obrazkową? Bo jest troszkę irytująca
proszę, ale jak zrobi się spam to włączam z powrotem ;p
UsuńEj nooo, a gdzie smerfne tło blogaska?! :C
OdpowiedzUsuńŻe analek borski to już wiesz. ^^
znowu zapomniałam Ci podziękować za rzucenie na to okiem *wali głową w ścianę*
Usuńtło znikło na chwilę, szukam bardziej odpowiedniego obrazka
No, od razu smerfniej. :D
UsuńA ja szukam pdfa do ściągnięcia, bo obiecałam sobie, że MUSZĘ to mieć i przeczytać, by śmiać się jak głupia.
OdpowiedzUsuńNaprawdę, gdyby zmienić imiona na Bella, Edward, Alice i Jasper... to typowy fanfik wyjdzie :D.
Czekam na więęęcej <3
napisz do mnie w sprawie pdf'a :)
UsuńNapisałam :)
Usuń"Czuję się zniewolona. Wpatruję się jak urzeczona w idealnie wykrojone usta Christiana Greya, a on pociemniałych oczu nie odrywa ode mnie." Wcześniej sznurowane, teraz wykrojone... Niedługo okaże się, że Grey łazi z własną maszyną do szycia. I wyszywa na niej swoje lniane chusteczki. I flanelowe portki.
OdpowiedzUsuń+ Niestety mam nieprzyjemność znać osobiście typ człowieka w stylu Belli/Any. Brrr. *otrząsa się*
Analiza trafna, aczkolwiek mam parę sugestii :)
Czekam na następną i pozdrawiam :)
Szniki
I już wiemy co będzie marką kampanii reklamowej 50ciu twarzy: maszyna do szycia :D!
UsuńSugestie pisz! Koniecznie, albo na maila albo tutaj. Naprawdę dawno nie pisałam, więc b. chętnie się z nimi zapoznam :) Bo głupi to człowiek, który doskonalić się nie chce :D!
O matko, 50 Shades xD Książka z tych, które analizują się same... A dodatkowe komentarze to dodatkowy fun :D Przeczytałam dwie pierwsze części trylogii, na trzecią na razie nie mam czasu. Sięgnęłam, bo mam zasadę nie krytykować czegoś, czego sama nie czytałam. Tylko że w moim przypadku, w przeciwieństwie do wielu udokumentowanych, czytanie z negatywnym podejściem nie skończyło się ślinotokiem. Jedynka to przy dwójce pikuś, serio, ostrzegam >< No i dałam tą książkę do przeczytania mojej mamie psycholog, żeby mi powiedziała, czy w ogóle możliwe jest istnienie takiego człowieka jak Grey pod kątem psychologii. Ciekawe co powie.
OdpowiedzUsuńW poprzedniej analizie napisałaś, że nie lubisz kreowania postaci na pasjonatów klasyki. Niestety tu, w przypadku muzyki, autorka postanowiła nie pójść tym tropem. Miejsca, w których to udowadnia były tymi, w których najbardziej chciałam chwytać za siekierę, więc uważaj o co prosisz :x
YAY, "sardoniczny uśmiech"!! Moje ulubione określenie w tej książce ^^
Btw, próbuję, próbuję i nie potrafię zawołać jak ta foka xD
Czekam na kolejne części :)
Maryśka
Kiedyś się nagram w przebraniu foki to zobaczycie :D
UsuńO, opinia psychologa może być b. ciekawa.
A co do muzyki... Nie strasz mnie, błagam, nie strasz :D
No, jeszcze zależy jakiej słuchasz ;) Pod tym względem gorzej jest w drugiej części xD A w którym miejscu jesteś?
UsuńMaryśka
A fokę bardzo chętnie zobaczę i posłucham :D
UsuńJak mama powie coś ciekawego to dam znać ^^
Maryśka
dotrwałam do ich pierwszego WANILIOWEGO stosunku. I to tak, że prawie przebiegłam do tego momentu bo za dużo głupot na raz ;). Nie zdzierżyłam i stwierdziłam, że to trzeba opisać...
UsuńŁeeee to najlepsze dopiero przed Tobą, wierz mi xD Przekartkuj do rozdziału 11, jak to przetrwasz- przetrwasz wszystko :D
Usuńanaliza wspaniała, o wiele lepiej czyta się ten shit wraz z komentarzami, a foczkę pokochałam ;)
OdpowiedzUsuńbtw. czytam aktualnie "Emancypantki" Prusa i tam spotkałam się z wyrażeniem "sznurować usta" nie podam dokładnego cytatu, ale naprawdę było tam coś takiego, aż się zdziwiłam.
"Jestem Ikarem, który znalazł się zbyt blisko słońca i w rezultacie spłonął."
OdpowiedzUsuńSpłonął, utonął - co za różnica?
Serio, zaczynam mieć wrażenie, że dzisiejsi wydawcy to panie niedrogiej cnoty, u których przyzwoitość przegrywa z perspektywami na zarobek...
autorka serio opowiedziała takimi dialogami i narracją całą historię aż do ich ślubu dzieci?:D a nie, jeszcze w międzyczasie ma być sado-maso,tak? choć takim stylem opisywane to chyba istna komedia:D to chyba jakiś żart, ta książka i jej nagłośnienie. serio wszystko można opublikować, w dzisiejszych czasach, nawet taki gniot:D
OdpowiedzUsuń