czwartek, 7 lutego 2013

Shame show (2/?)


Witam ponownie, gdzie po raz drugi będę odpoczywała od Greya (w Marcu Greya wszystko powinno wrócić do normy, chyba, że mi się znudzi wcześniej ;) ).
Ale! Dorobiłam się chyba swojej własnej maskotki. Nad postem, dumnie prężąc swoją pierś, wita się z Wami... mrówkojad! A że niedługo walentynki, to i szablon został zmieniony.
Nie, Grey się z nami tutaj kochać nie będzie. Zresztą, patrzcie, co on mi zrobił:



ROZDZIAŁ DRUGI

1
Witeris patrzył jak drowka strzela z pistoletu do tarczy. Każdy błękitny płomień trafiał w środek. “Będzie jednym z najlepszych” pomyślał. Siedząc w fotelu wrócił do czytania książki.
Byli w zamku (zamek to takie... wielkie słowo) od ponad tygodnia. Mimo, że szukał Theritza oni razu go nie spotkał. Jego i Iks.
Zamek był średniej wielkości zbudowany z granitu. (zamek z granitu, o kurwa, ale mam wyobraźnię) Czasem przychodzili do Witerisa Wysłannicy, ale i tak tylko na chwilę. Tak to starał się idealnie wyszkolić Idril. Był zadowolony z jej postępów. (Damm u Grey. Nie mogę teraz tego zdania przeczytać, bez myślenia o tamtej durnej książce...) (...co bardziej niepokojące, ja też nie.)
Drowka przestała strzelać i usiadła naprzeciwko niego, chowając broń.
-Kiedy pójdziemy na jakieś zwiady? Prawie cały czas siedzimy z zamku!
-Spokojnie Idril (jak zamiast Idril przeczytacie Ashavi to wiedzcie, że chodzi o nią XD). Wiesz, że to niebezpieczne.
-Przecież nic mi nie zrobią! Jak uderzą to jakby piórkiem dostała - prychnęła zakładając nogę na nogę.
-Chyba, że trafią w serce - warknął patrząc w kartki książki.
O tak! Mój ukochany Witóś musi mieć swoją mroczną i smutną historię! Nie byłby wtedy takie tajemniczy i mroczny <3
-Tak, jedyny bilet powrotny do życia. Ciekawe czy je solą czy jedzą w sosie własnym?
Witeris nie odpowiedział tylko wstał i poszedł do swojego pokoju.
-Ej! WItuś! Czy ja powiedziałam coś nieodpowiedniego? Wituś! - usłyszała trzask drzwi. Westchnęła, wstała z fotela i dalej zaczęła strzelać do tarczy.
Jak ja to wymyśliłam, że ona ćwiczy w zamku? Z zamkniętym pomieszczeniu? A jakieś bhp? A jakaś no... odległość od celu?

2
Iks siedziała z Netro, bo takie dostał imię Gerius (wcale nie lepsze) na dachu jednego z domów w mieście i patrzyli na ulicę. Dziewczyna niezbyt go lubiła. Z zachowania Theritza wywnioskowała, że ten też za Netro nie przepada. Ale nie mieli innego wyboru.
Po ulicy przechodziły różne istoty. Wszystkie jednak szły na egzekucję jakiegoś mężczyzny. Nikt jednak nie wiedział kim on był, ani za co został skazany.
Ten akapit powinien dostać Oskara. Czy raczej złotą malinę za sens. W pierwszym odruchu zrozumiałam, że ulice szły na egzekucję i zgłupiałam. ^^
Iks wstała i przeszła po dachu na najbliższy placu budynek. Netro poszedł za nią.
-Powinnaś była iśćza mną Iks. Ja jestem męższycną. A poza tym egzekucje nie są dobre dla kobiet. Pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że mało kto lubi w takowej uczestniczyć. Szczególnie, gdy znajduje się w centrum uwagi. W sumie... to chyba masz rację XD Było wspominać o Greyu? Teraz ja mam głupie skojarzenia co do komentarza Winky. :P
-Tak, oczwyiście Netro. Masz całkowitą rację.
Prychnęła i w ostatniej chwili uchyliła się przed ręką mężczyzny. Kucnęła i podcięła go. (Czym? Ręką? Nogą? Kolanem? Głową?) Ten zachwiał się i spadł z dachu wprost w tłum gapiów. Iks zadowolona usiadła na kominie, a przynajmniej wyglądało to tak jakby siedziała, bo lewitowała w powietrzu. (A nad tym zdaniem wielka krecha “do poprawy!” i ja się wcale tej kresce nie dziwię czemu).
Pośrodku placu stała szubienica na podeście. tęgi mężczyzna krzyknął “wprowadzić go” i wszyscy zamilkli. Na podest wszedł mężczyzna o blond (Ha! Naumiałam się!) włosach i bordowych oczach. Iks momentalnie schowała się za komin, kiedy zobaczyła, że więźnia prowadzi Witeris. Netro powoli zaczął wchodzić na dach.
-On jest jednym z Namazańców, który za cenę jednego z naszych powrócił do życia. Powróci do swoich. (Co?)
Witeris milczał i patrzył się tępo przed siebie. (To kto mówił to coś wcześniejsze? Ten koszmarek monologowy?). Netro popchnął Iks, aby zmieścić się za kominem. Więzień zaśmiał się i popatrzył z kpiną na Shattena.
-Przegrałeś Wituś, przegrałeś z Namazańcem. Długo się broniła.
Skulił się, gdy dostał w brzuch małej wielkości świetlistą kulą. Witeris patrzył na niego ze złością.
Dwadzieś-cia lat ci to zajeło Dorco, Wysłanniku Bogów. Dwadzieścia lat w poszukiwaniu mnie.
Dwójka mężczyzn starała się powstrzymać go przed rzuceniem się na więźnia (kogo?)
-Zostaw go. Nie zasługuje na to, aby zginąć z twoich rąk!
-Zabić - warknął po chwili Witeris i zszedł z podium.
Jaką on ma tragiczną historię T.T Jakiego dramatycznego bohatera stworzyłam T.T Ja go KOOOOOCHAAAAAM!

Iks skuliła siękiedy ten przechodził obok domu, na dachu którego siedzieli. Patrzyła jak się oddala. Usłyszała trzask zapadki i mimowolnie wyobraziła sobie, jak więzień miota się na sznurku.
-Idziemy Iks. Koniec przedstawienia kobieto. To ma być koniec przedstawienia, kobieto?! Czy ty wiesz, że takiego wiszącego popaprańca można zdjąć ze sznurka w dwie minuty zanim sobie nieodwracalnie zrobi krzywdę? Wyobraź sobie, jakie DRAMATYCZNE WEJŚCIE można w takiej sytuacji pierdolnąć!
O tak, złego bohatera to ja umiem kreować jak nic XD
Nie chciało jej się nawet dyskutować i tylko zeskoczyła, a raczej zleciała z dachu i poszła w kierunku lasu.

3
Iks podeszła i przytuliła się do Theritza. Byli na polanie, a plama krwi już prawie zniknęła. Nitro popatrzył na nich z ironią i poszedł przed siebie w las.
Super, jest sobie plama krwi i jeszcze trochę i ałtoreczka wykreuje sobie bohatera na jej podstawie, bo cięgle o niej wspomina. Jaki to ma sens? Nadanie tajemniczości i mroczności pewnie!
-Trzeba się go pozbyć - mruknęła cicho jak ten tylko zniknął z jej pola widzenia.
-Przerabialiśmy (O, a tutaj jest ciekawy błąd, bo która ałtoreczka napisałaby kiedykolwiek: ) tę kwestią. Nie da się. Chyba, że zaprowadzimy go do jakiegoś Wysłannika, a wtedy szanse, że przeżyjemy są nikłe.
Ja tam problemu nie widzę
A ja odrobinkę nie rozumiem, o co chodzi. xD
-A jak z poszukiwaniem zaklęć?
-Znowu nie ta księga...
-Znajdziemy ją... w końcu... może...
Usłyszeli krzyk Nitra. Iks wstała powoli, a Theritz tylko ziewnął ukazując ostre jak brzytwa zęby. Dziewczyna poszła w kierunku mężczyzny, patrząc w niebo. (pod nogi patrz idiotko... ten krzyczy, a ty sobie idziesz powolutku oglądając chmurki...) Było błękitne, a tylko gdzieniegdzie sunęła leniwie jakaś chmurka. W końcu potknęła się i upadła wprost pod czyjś nogi. “Szczęście czy pech, że w nic nie weszłam?” jęknęła w duchu szybko wstając.






-Chyba mam dzisiaj szczęście - głos Witerisa był chłodny. Mierzył w nią z dorco. Obok leżał Nitro, powoli znikając.
Jak to się nazywa... deus ex machina XD? Chyba powinnam stanąć do konkursu w tej kategorii XD
-A więc spotykamy się po raz czwarty.
-Widziałem cię tylko raz.
-A ja cię cztery. (Mówiłaś...) Pewnie nie mogę nawet... MAŻYĆ o kurwakurwakurwa... o tym, że mnie puścisz wolno - unikała patrzenia mu prosto w oczy.
-Zgadłaś. Theritz pewnie nadal szuka osoby, aby wrócić do życia.
-Nie posługujemy się takim sposobem (No chyba widać, dalej są MARTWI... tj. w połowie) Szukamy księgi, ale i tak to już nie jest ważne.
-Wszyscy tacy jak ty są do siebie podobni. I nie mów mi o tym, że szukacie tego zaklęcia. Mam uwierzyć (Już raz mówiłam Dev! Pisz prawdę!) … uwieżyć, że nie kożystacie (!) z serc tak jak większość was? - zaśmiał się chłodno.
-Większość, ale nie wszyscy.
-Przestań, bo i tak ci nie wierzę (Po tych całych mażeniach, uwieżeniach, tutaj napisałam poprawnie. Wtf ja robiłam?)
-Ona tak zginęła? Przez podobnego do mnie?
Po raz pierwszy popatrzyła mu w oczy. Przez chwilę dostrzegła w nich smutek, ale odrazu zastąpił go chłód. Nie zamierzała odwrócić zw/wzroku. “I tak zginę”. (I chciała popatrzeć przed śmiercią w jego piękne, granatowe oczy <3)
-Co cię to obchodzi?
-Kochałeś ją... - tymrazem i on popatrzył jej wprost w oczy.
-Jesteś tylko...
-Nie mogę mieć rzadnych (!) uczuć? - przerwała mu - Przykro mi z jej powodu. Ale nie każdy jest taki sam jak jego gatunek. (Następne zdanie nominowane do kategorii maliny roku)
Witeris przymknął oczy i opuścił broń. Iks zaniemówiła na dłuższą chwilę.
-Idź. I pozdrów Theritza.
Nie musiał powtarzać. Dziewczyna pobiegła przed siebie.

4
Witeris wszedł do zamku. Nie wiedział dlaczego puścił Namazańca. “Przecież to paranoja” pomyślał. W środku panował mrok. Machnął ręką i wszystkie świece zapaliły się. Przed nim stali Idril i jakiś mężczyzna o białych sięgających ramion włosach i pomarańczowych oczach.
-Witaj gwiezdny.
-Mówiłem ci, abyś mnie tak nie nazywała - warknął i zmierzył ich chłodnym spojrzeniem. Nie podobał się mu uśmiech mężczyzny - O co chodzi?
Ok, przy kreacji bohaterów, przy Witerisie, napisałam jakieś tam cechy, pewnie tajmniczy i wokle, ale tam też było, że jest chłodny. I chyba... za bardzo to sobie wzięłam do serca, ten chłód...
-Pomogłeś Namazańcowi Shatten. Ten, który tak ich nienawidzi i wpaja nam, że mamy ich niszczyć pozwolił jednej z nich uciec. Gratuluję... - rzekł mężczyzna nadal uśmiechając się.
-Nie wiem o co ci chodzi i radzę ci odszczekać te brednie.
-Obawiam się gwiezdny...
-Nie mów do mnie gwiezdny Defire/Nemor!
-Zaczynamy się denerwować? Ciekawe...
-To co powiedział Neares jest prawdą. Tym bardziej, że cię widział.
Witeris cofnął się o krok, a Neares kiwnął gwłową (kwik XD) Spod sufitu zeszkoczyła czwórka dorco na Shattena. Zanim zdążył zareagować wykręcili mu ręce, a na szyję założyli miedzianą obrożę. Poczuł jak miedź zaczyna ranić i pażyć (!) mu skórę. Dorco odskoczyli, a Witeris automatycznie złapał obrożę, aby ją rozerwać. Poczuł potworny ból w rękach. “Ta cholerna miedź” przeknął w duchu. (To słowo ma w sobie tyle uroku. Kojarzy mi się tak, jakby to przekinanie były czymś pośrednim między kaszlnięciem, przełknięciem a pójściem spać. ^^) (No nie :D? Nie ma “urwał” “cholera” tylko takie... tak, to też było chyba moje ulubione słowo, zaraz obok mruczenia)

5
Iks siedziała na skarpie i patrzyła w dół, jak marskie fale rozpryskują się o skały. To musi być Morze Martwe. Które zmarło na marskość fal. Chyba od nadużywania WUTKI. Od ostatniego spotkania z Shattenem (Łobozióziezió, przeczytałem “Shatnerem”...) minęły trzy miesiące. Z jednej strony cieszyła się, że udało jej się przeżyć, ale zastanawiała się czy nie lepiej było wtedy milczeć i poczekać aż Witeris strzeli i ją zabije. (Oj, trzymajcie się, filozofa czuję...) Wystawiła rękę i popatrzyła jak liść przelatuje przez jej dłoń. Nastała jesień. (Bo przez nią listek przeleciał!? O mamuuuuśku, Grey, coś ty zrobił z moim umysłem!)
Powoli wstała i przeciągnęła się leniwie. Od pewnego czasu często rozmyślała o tym co by było gdyby Shatten jednak pociągnął za spust. Pewnie nie stałaby teraz tutaj, ani nie uciekała przed resztą dorco, ani nie szukała by (!) zaklęcia. Przeklnęła (Żebym chociaż nauczyła się w końcu jak to się pisze...) soczyście pod nosem i poszła przed siebie tuż przy klifie. “Obojętnie czy stadnę czy nie to świat będzie taki sam”, szła zerkając w dół. (Winky, czy ty czuuuuuuuujesz tę głębię!? Lepsza niż u Michaśki XD Utonęłam!) Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy Theritz pojawił sięobok niej. Kwestia przyzwyczajenia.
-Nadal nie masz zamiaru mi powiedzieć kim byłam, ani dlaczego Witeris mnie póścił (!). Prawda przedowniku?
-I tak cię nie rozpoznał. Nikt nas nie rozpoznaje i nie kojarz/ż(Jest progres! Na coś poprawiłam! Tylko co z czego.) z poprzdnim “JA”.
-A szkoda. Może by nam ktoś pomóg. (Gdyby ktoś was “rozpoznawał” nie było by tragizmu, więc siedź cicho).
Szła dalej patrząc tym razem pod nogi. Przewodnik szedł obok nieodzywając się.
-A może by tak znaleść (!) jakiegoś młodego dorco i zrobimy to co większość naszych? - rzekła w zamyśleniu. (Grey, wynocha, wynocha, cholera, z mojego umysłu!)
-Przestań Iks.
-Ale dlaczego? To szybsze i prosts/rze...(?)
-Nie! Słyszałaś?! Nie zniżamy się do takiego poziomu!
Theritz wyglądał na mocno zdenerwowanego. Iks popatrzyła (Zacznę liczyć: popatrzył/a, mruknął/ła, przeklnął/ła). na niego i wzruszyła ramionami.
-Jak chcesz, ale uważam, że tak byłoby prościej. Oni likwidują nas, a my ich. (Ał, bicz!)
-Ty lepiej już nic nie uważaj Iks. Zachowujesz się jak Nitro.
-To było niemiłe.
-Bo miało takie być.

6
Iks patrzyła (mówiłam! w trzecim rozdziale będę wszystko liczyła! Zobaczycie! Matko Borsko kochano, ja teraz mam takie schizy, że mam wrażenie, że ciągle w trakcie pisania powtarzam o patrzeniu, spoglądaniu, zwracaniu wzroku i wszystkich synonimach, jakie tylko istnieją, i boję się, że ktoś to uzna za błąd. O_O) jak człowiek karmił świnie, które tylko pokwikiwały ze szczęścia. (Tylko? To co miały jeszcze zrobić? Ze**ać się ze szczęścia? Kficzeć, jako i ja kficzę ^.^). Niezadowolona i znudzona do granic możliwości rozejrzała się po prawie pustej wiosce. przeszła przez ścianę do jednej z niedużych chat. Kobieta o włosach koloru przesznicy (I rzyta. Dev, ja tu PIJĘ [kakało, żeby nie było].) gotowała coś na prowizorycznym palenistu.
-Brak magi, brak życia - skwintowała (SKWINTOWAŁA, ja pierniczę) 




(Swoją drogą, autor ANTHARU by chyba teraz brała mnie w swoich wykładach jako twór zachłystu magią niejakiego Pottera XD)
Podeszła do kotła i zerknęła na niego. Na wierzchu pływały przeróżne wa... wa... WAŻYWA (ważne, że żywa), a ciecz przybrała kolor śmietany (Nagle dostała takiego koloru? To chyba przez te ważywa). Kobieta przyprawiła jeszcze zupę i usiadła w fotelu (Acha, opuszczona wieś i fotele mają... jasne...) Po paru minutach drzwi do chaty otworzyły się z wielkim hukiem i wszedł mężczyzna, wysoki i dobrze (Ja pierdzielę, trzymajcie się....) ROZBUDOWANY. Oczywiście łysy z zarzuconą skórą niedźwiedzia na potężne barki. (Dlaczego “oczywiście” będzie mnie prześladować przez resztę mojego życia...).
-Kobieto! Dawaj obiad (No przecież, że był tam obiat, tylko mi wstyd.) i to natychmiast, bo będzie niemiło. (Nie podleję kwiatków!)
Kobieta szybko wstała i nalała mu zupy. Zmęczone oczy były mocno podkrążone. Usiadła przy stole naprzewicko męża.
-Wiesz kobieto? - Nigdy nie mówił jej po imieniu - No pewnie, że nie wiesz. Dziś przyjeżdża do nas mag! Taki prawdziwy i to nie jeden. (Nie jeden? Hm, czytajmy dalej.) Mam go chronić. Widzisz jaki jestem ważny? Ochraniać samego Maga!

Przerwa, każdy mało istotny bohater, który odzywa się per “kobieto” i uważa się sa super hiper ważnego - GINIE. Tak, wredny spoirer, bo to będzie w trzecim rozdziale, ale co tam. Patrzcie jak pięknie kreuję tych złych XD.

Kiwnęła w zamyśleniu głową, a Iks jak tylko mogła najszybciej wybiegła z chaty. Theritz pojawił się obok niej.
-Mag! - krzyknęli oboje.
-Gdzie? - zapytała.
-Chyba raczej, o której godzinie. O zachodzie słońca przyjedzie do miasta. (Pora, godzina, kto by się tam tym przejmował. Czepiasz się, w moim opku z gimnazjum władca goblinów umówił się z królem ludzi, że wojna wybuchnie na pewnym wzgórzu o godzinie 12:30. ^^)
-To może być koniec. A zarazem początek. (Kołelo! Schowaj się przy moim filozofowaniu!) Magowie nas widzą?
-To zależy. Ale ten chyba tak. (Skąd ty to, futrzaku kochany, wiesz?) Iks, my możemy wrócić do życia!
-Wiem mróweczko... - Theritz chrząknął -... Przewodniku, wiem! (Tak, nie wiem, czym są dla życia przecinki. )
-Gorzej jak nie będzie chciał nam pomóc.
Oboje umilkli. Popatrzyli (A-ha! Znowu!) na siebie i ruszyli w stronę wjazdu do wioski. (Wjazd do wioski... WJAZD DO WIOSKI, a wyjazd, kurna, gdzie!? Po drugiej stronie? Jednokierunkowa, czy jak?)

7
Idril uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Poprawiła bordową, krótką suknie(!) i założyła ciemnozieloną pelerynę. Odkąd (Podziwiajcie! Trudny wyraz, a jest poprawnie napisany! Schatten trafił do lochów niszczyli więcej Namazańców niż by ktoś przypuszczał. Tyle, że Namazańcami nie były już tylko zjawy, ale wszyscy, którzy nie chcieli im się podporządkować. (Ok, tłumaczę, wszystkich, którzy byli przeciwko nim, wybijali w pień. No, co, ja tego zdania w ogóle nie rozumiem!) A to dopiero początek - mówiła. Do pokoju weszła służąca zgięta w ukłonie. Szare szaty podkreślały jej róde (Ha! A tak było dobrze z tym “odkąd”.) włosy mocno zaczesane  w kok. Podeszła do Idril z cichym “pani” i podała jej list. Kiwnęła głową, a ta jak tylko mogła najszybciej wycofała się z pokoju. W miarę jak drowka czytała list uśmiech na jej twarzy bladł. (I robił tak: https://www.youtube.com/watch?v=T-oQlNDzZss aż zniknął).

8
Theritz i Iks stali za rogiem jednej z chhat i patrzyli jak do wioski wjerzdża (!) mag w biały płaszczu na równie białym koniu. (Ha! Czyli tylko jeden?) Obok niego szła czwórka mężczyzn ubranych w odświętne zbroje. (Jakie? Nie wiem, opisy nigdy nie były moją mocną stroną.) Sołtys podszedł do maga.
-Witaj panie! Cóż cię sprowadza w te strony?
-Nie twoja sprawa. Gdzie mogę przenocować?
Mamy dla dobrotliwego pana specjalnie przygotowaną chatę.
Mag zeskoczył z konie i rozejżał(!) się.
-Która?
Natychmiast podbiegł do niego mały, może ośmioletni chłopczyk, skłonił się i poprowadził go do jednej z chat.
-I proszę mi nie przeszkadzać! (Dobrotliwy jak cholera.)
Oboje patrzyli jak biały płaszcz znika w chacie. (Oboje tj. kto? Sołtys i chłopaczek? Chłopaczek i chata?)
-Nie traćmy czasu Iks - rzekł Theritz i oboje pobiegli w stronę chaty. Przeszli bez problemu przez ścianę i znaleźli się w bogato zdobionej izbie. Z otwartymi ustami patrzył się na nich młody mężczyzna o czarnych, krótkich włosach i fioletowych oczach.
-No... ten... to może... Cześć?! - wychrypiała Iks. (“Cześć” *pada na ziemię martwa*)

9
Idril siedziała na fotelu i patrzyła na zebranych dorco. Zaczynała się niecierpliwić.

Tuptaczek: Tylko już się pogubiłam. Co to jest dorco? To jest jedna nazwa i dla broni wyglądającej jak pistolet i dla organizacji zabijającej "namazańców" czy jeszcze coś innego? ;)
devis: dorco - broń, Dorco - organizacja... chyba XD

Tuptaczku, jak sama widzisz, wprowadziłam Cię w błąd. Sama ni cholery nie wiem, co, gdzie, jak kiedy.

-Chcecie mi powiedzieć, że magowie są przeciwko nam?
-I smoki pani. Wszystkie się sprzeciwiły.
-Jakim prawem?! Co je rozjuszyło? Inforent (Nie, kot nie przebiegł mi po klawiaturze, ostrzegałam, że będzie natłok durnych imion.) (To mi nie wygląda na kota, to mi wygląda na firmę consultingową) jesteś jednym z nich, chyba wiesz!? - Krzyknęła na mężczyznę stojącego najdalej niej.
-To co resztę, o pani - powiedział z pobłażaniem. Drowka warknęła. “Nie pozwól się sprowokować Id” - powtarzała w myślach.
-Wracajcie do roboty. Natychmiast.
Drowka patrzyła jak wszyscy opuszczają sale. Smoki były od zawsze z nimi. Musi podjąć w takim razie bardziej drastyczne środki.
(Oczywiście, że nie mam pojęcia co ich wszystkich tak rozjuszyło, no c’one XD)

10
Iks siedziała na dywanie obok Theritza i patrzyła na maga.
-Dlatego prosimy pana o pomoc. Zrobimy co pan...
-Mó mi po imieniu - powiedział z lekkim uśmiechem. (Czyli...?)
-Zrobimy co tylko będziesz chciał. (Jeśli ja skończę czytać Greya, to moja psychika będzie musiała przejść długą rekonwalescencję O.o)
Popatrzył na Iks i na krew zaschniętą na jej sukience. (Już nie sukni?)
-Przemiana będzie trwała rok. Tylko takie zaklęcie nekromanckie znam. Dodatkowo będzie bolesna, a przez większość czasu będziecie nieprzytomni. A ja będę musiał wyrzucić z życiorysu jeden rok. To dość dużo. Szczególnie w tych czasach.
Theritz spuścił łeb i wstał. Otarł się lekko o Iks i ruszył w kierunku ściany.
-To nie ma sensu Iks. Chodź...
-Chwila. Nie dałem jeszcze jasnej odpowiedzi. Zrobię to, ale będziecie musieli mi pomóc z dorco. Wtedy wszyscy będą zadowoleni. Zgadzasz się?
-A ten się jeszcze pyta - prychnął Przewodni.
-Jeden z nich niedawno póścił (Dobrze, że nie rozpÓścił.) mnie wolno. Ale... zgoda.
-Przeniesiemy się do zamku niedaleko stąd. Byłam tam jakieś dwa dni temu - mag wstał i uśmiechnął się - No to w drogę!
-Dzięki Delvo, nawet nie wiesz jak bardzo jesteśmy ci wdzięczni.
-I nawet nie wiesz jak bardzo jesteśmy zdziwieni tym, że nam pomagasz. (Imperatyw ałtoreczkowy, nie zrozumiesz.)
-Szukam tych, którzy pomagają mi. Ja coś daję tobie...
-A ty coś mi - dokończyła i wstała.
Po niecałej godzinie mag wyjechał z miasta z dwójką niewidocznych dla zwykłego oka towarzyszy.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ, a za tydzień zapraszam do cześci drugiej ;).


7 komentarzy:

  1. Treść analka znam, więc zakrzyknę tylko: o rajuniu, jaki boski mrówkojadzik! =D

    OdpowiedzUsuń
  2. "Tyle, że Namazańcami nie były już tylko zjawy, ale wszyscy, którzy nie chcieli im się podporządkować. (Ok, tłumaczę, wszystkich, którzy byli przeciwko nim, wybijali w pień. No, co, ja tego zdania w ogóle nie rozumiem!)" - a ja zrozumiałam, nananana :)

    "-Przeniesiemy się do zamku niedaleko stąd. Byłam tam jakieś dwa dni temu - mag wstał i uśmiechnął się " - mag szybko i niepostrzeżenie zmienił płeć XD

    I o jejku jej, znowu jestem cytowana w analizie! Czuję się taka ważna! :D

    A tak poza tym, to to jest strasznie fajne. Chciałabym mieć takie rzeczy z podobnego wieku. Niestety u mnie pisanie jest bardziej wyuczane niż wrodzone :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekaj, jeszcze nie widziałaś mojego opka kryminalnego. I też mam wyuczone. Tylko babci-polonistki mi szkoda, która musiała przez to wszystko przebrnąć.
      Dobrze, że nie mówiła mi prawdy <3

      Jesteś komentującym czytelnikiem, jesteś Bardzo Ważną Osobą :D

      Usuń
  3. Po pierwsze, ja też chcę być Bardzo Ważną Osobą :(

    A po drugie to wcale nie jest złe. Sama w gimnazjum pisałam w zeszyciku erotycznego potworka (który na pewno był lepszy od Greya i Tłajlajta, bo był tam Dorian z zakrwawioną koszulą, Laurent i Siergiej i ja tak mówię, howgh), więc nie mnie szukać kamieni. W porównaniu z *magicznym* zeszycikiem nie jest źle, wręcz przeciwnie.
    A i takie szufladowe opka są ważne, pełnią rolę terapeutyczną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy kto czyta i komentuje jest BWO ^^
      Fakt, pisząc to też mi się wydaje, że ogromnej tragedii nie ma. Ale trzeba oddać ałtereczkom to co ałtoreczkowe ;) Żeby już nigdy nie musiały mówić "to napisz sama!"
      Erotyczne potworki są super :D

      Usuń
  4. mrówkojad i świnie pokwikujące z radości = <3

    Kurczę, jak ja żałuję, że straciłam wszystkie moje blogaski z okresu gimnazjalnego. Te Mary Sue z mroczną historią w Hogwarcie i tajemnicze piratki współzawodniczące ze Sparrowem w wyścigu o tajemniczy skarb...

    Maryboo

    OdpowiedzUsuń
  5. Mrówkojad na górze *___* Tak Walentynkowo ^^

    Maryśka

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy